Saturday 23 November 2013

Czapeczkowe marzenie


Ostatnie tygodnie wypełnione były nie tylko pracą, chorobami, pracami domowymi ale też szydełkowaniem. Każda minuta na wage złota, każdy wieczór z szydełkiem w ręku. UWIELBIAM TO! uwielbiam jeszcze bardziej fakt, że mogę tworzyć coś dla KOGOŚ. Śmiałam się ostatnio, że mimo tego, że Zosia potrzebowała kolorystycznie nowej czapeczki pasującej do nowego kombinezonu, nie miałam czasu żeby jej tą czapeczkę zrobić - tyle miałam zamówień dla innych dzieci.

Pomyślałam, że pokażę moje dotychczasowe projekty.

Tu z miejsca dziekuję też dziewczynom wszystkim, które już złożyły zamówienia!

Zosia w roli modelki:)








Już mam nowe pomysły... niebawem zdjęcia! A w mojej głowie nowe marzenia, wieeelkie jak statua wolności, powoli czekają aby się ziścić:)

Thursday 14 November 2013

O chorobach


Miało być i jest!
Dziękuję za przemiłe komentarze, dobrze jest być spowrotem, dobrze jest znów odnajdywać cel pisania tego bloga, bo gdzieś mi to jakiś czas temu uciekło.

Niestety, choroby nas nie omijają. W październiku na początku dopadło Zosię trzecie zapalenie uszka, znów antybiotyki. Po uszku przeziębienie a od przeziębienia zapalenie oskrzeli. Kolejne antybiotyki i po całej kuracji spotkał nas jeszcze większy kataklizm - późna reakcja alergiczna na penicylinę.
To była tragedia dla dziecka i dla nas. Całe ciałko wyglądało jakbyśmy na nie wodę wrzącą wylali i do tego opuchnięta twarzyczka, ale najgorsze było swędzenie. Kilka nocy z rzędu nieprzespanych. Pierwsza noc najgorsza, gdy to się stało, nie widzieliśmy jak postępować. wykonaliśmy z 5-6 tel do dyżurujących sanitariuszy, w końcu mąż o 5 nad ranem wziął Zosię do jednego ze szpitali do przebadania. W końcu skończyło się na lekach antyhistaminowych i maści, ale wcale to nie umniejszyło swędzenia, także był płacz, wicie się i niespanie połączone z drapaniem się do krwi. Ślady na nóżkach nadal są.
I co? i tydzień mieliśmy pod znakiem zdrowia i znów od wczoraj kaszel i gluty z nosa... ręce opadają.
Nie czuję, ani kszty winy w tym co ja robię, myślę, że po części częsty kontakt z innymi dziećmi ,a po części taki sezon pechowy, bo ja też już drugie mocne przeziębienie leczę w ciągu ostatniego miesiąca. Jeden od drugiego stale się zaraża. Lekarz pociesza, że to co teraz Zosia odchoruje to ją wzmocni, ale ja jakoś kiepsko to widzę. Bez rodziny na miejscu, jestesmy oboje mocno z mężem zestresowani ilością nieobecności w pracy i mój cel popołudniowej pracy stoi teraz pod wielkim znakiem zapytania.

Wszystim chorobom mówimy SIO SIO!! mamy dosyć, proszę nas już zostawić w spokoju!!

A tu nasz muchomorek:


Wednesday 13 November 2013

Żyjemy, jesteśmy!!


Dziękuję za ostatnie dwie wiadomości na blogu! Tak wiem, zaniedbuję to miejsce, ale nie ma dnia abym o nim nie myślała, notki formułują się w głowie, tysiące myśli skłebia się w jeden wielki bałagan a ja nie potrafię z tego nieładu wyjść i coś składnego napisać. Do tego czasu jak na lekarstwo.
Oglądam notki blogerek na bierząco! Komórka strajkuje i choć pozwala oglądać posty to nie pozwala już zostawiać komenarzy pod nimi. Także wiem jak się ma Miłkowa Bułeczka i Pączuś, co u Mandarynkowego Antosia, Kasinej Zosi, Emilki i Helenki czy Wojtusia oraz co u  wielu innych blogowych dzieciaczków.

Cel na najbliższe dni to nadgonić zaległości codziennymi notkami bo TYYYLE się nazbierało.

Dziś będzie o Zosi, o tym jak się rozwija i jakim cudownym człowieczkiem się staje.

Za nami 17 miesięcy, już prawie 18stkę w domu mam. I jak na 18stkę przystało charakterek już coraz bardziej uformowany, własne zdanie na topie, samodzielność obnosi się pełną gębą, słowo 'nie' bardzo modne a i dyktować modę dziecko próbuje.

Ze słowek mamy:
mama
tata
baba (babcia)
Elsie (koleżanka)
oko
da
nie
tak
yeah (tak po angielsku:D)
no (nie po angielsku)
apple (jabłko)
Alfie (kolega)
oo-ooo (jak coś spadnie albo coś przeskrobie)
mniam na jedzenie

I pare pojedynczych słowek,które przy różnych okazjach powtórzyła po nas.
Do tego Zosia pokazując zwierzątka wydaje odgłosy : żabki, kaczki, rybki, kotka, pieska, małpki, lwa, owieczki i węża.

Rozwija się ekspresowo. TAk jak czytam i u innych mam blogowych, zaskakuje mnie codziennie tym jak rozumie moje polecenia. Czasem od niechcenia powiem coś w stylu, odłóż ten śliniaczek spowrotem na krzesełko i tak też się dzieje, zdziwienie moje wielkie! Komunikujemy się coraz lepiej.
Zabawy i spacery stają się bardzo kreatywne.

Od zbierania kamyczków i skakania po kałużach, po wyklejanie karteczek w domu, malowanie farbkami, zabawa kasztanami, mazanie wodą po stole i zabawa naklejkami.

Samodzielność niestety przyniosła też początki buntu i próby wyrażania własnego 'ja'. Niestety głównie przez jęki i dramatyczne kładzenie się na ziemię z płaczem włącznie. Do tego 'NIE' i uciekanie przede mną. Ale dyscyplina poszła w ruch i muszę powiedzieć, że jakoś dajemy radę. Łatwo nie jest, ale zawsze sobie powtarzam, że kluczem do sukcesu jest konsekwentne postępowanie i nigdy się nie łamię. Widzę, jak Zosia mnie obserwuje, jak sprawdza co chwile granice i sprawdza jak daleko może się posunąć. Wiem, że trzeba już teraz dziecku cierpliwie świat tłumaczyć i pomagać odróżnić dobre od złego. Wyznaczam reguły, których się trzymam i staram się uczyć jej powoli dyscypliny i konsekwencji własnych czynów.

Z technicznych rzeczy Zosia śpi pięknie 12 godz w nocy od 19 do 7 rano. Od 7 do 8 puszczamy jej bajeczki i dajemy zabawki do łóżeczka i jeszcze mamy godzinę snu. Kocham nasz ranny system. Wiem, że o wiele przykładniej byłoby tulić się rano wspólnie w łóżku, wspólnie się bawić czy turlać po łóżku, ale ja za żadne skarby świata nie zwleke się z łóżka na dodatek w dobrym humorze gdy za oknem jeszcze szarzeje!

Je chętnie. Pożera posiłki albo łapkami albo je samodzielnie łyżeczką jak stary weteran. Nad widelcem jeszcze nie pracowałyśmy. Oczywiście ma ulubione potrawy i warzywka których zwykle nie tyka. Nigdy się nie zrażam, nigdy nie naciskam, zawszę chwalę za to co zjadła i na razie problemów mamy niewiele, chyba, że przy chorobie - wtedy zero apetytu. A i są dni gdy jest bardziej wybredna i odmawia jedzenia ale wtedy wyciągam ją z krzesełka i tłumaczę, że albo z je obiadek/kolację albo nic innego nie ma bo mamusia nic innego nie ugotowała. Sukces gwarantowany.

Teraz z wizytą jest babcia i ciocia, zabierają Zosię na spacerki, bawią się, uczą, pokazują, karmią, kładą spać i widzę jak moje dziecko kwitnie i rozwija się coraz bardziej z minuty na minutę.

Jesteśmy wielkimi szczęściarzami!

Tych, którzy dotrwali do końca tego posta raczymy zdjęciami - uwaga jest ich masa! ale w końcu mamy miesiąc do nadgonienia!




Pierwsze przebranie halloweenowe:D







A między nami blogerkami - żyrafka czeka na przygarnięcie!! obwód głowy 40 cm, ewentualnie mogę dorobić nową większą:)



A jutro będzie o chorobach, bo niestety to nasza udręka ostatnio.