Monday 30 April 2012

Witaj maj!!


Mój ulubiony miesiąc roku się zaczął a my obie wciąż w dwupaku:)

38+2 tydzień  i najwyraźniej Zosi bardzo jest wygodnie w środku. Ciepło ma, regularne dobre jedzonko ma, pospać sobie może do woli i jeszcze mama ją tak ładnie poklepuje to czego chcieć więcej.




Podsumowując ostatnie dni - śpie prawie zawsze (z wyjątkiem dzisiejszej nocy) bez problemów,jak dziecko, tylko z krótkimi wycieczkami do toalety; przekręcanie się na boki aczkolwiek mogłoby już uchodzić spokojnie za dyscypline olimpijską wciąż jeszcze całkiem nieźle mi wychodzi. Czuję już wyraźny ucisk na "dolne" partie kości co czasem powoduje tępy ból przy wstawaniu czy chodzeniu ale nie jest tragicznie. Wróciła mi znów ochota na pomidory i tonami pożerałabym nieszczęsną nutelle - wiem zero właściwości odżywczych:/
Dla odmiany puchną mi dłonie, musiałam zdjąć wszystkie pierścionki ale myślę, że powinnam po prostu pożegnać się kompletnie z solą. Nogi o dziwo wyglądają ok.
Wczoraj miałam nawet pare mocniejszych ale bezbolesnych skurczy BH i głównie wieczorami skaczę sobie na piłce.
Z psychicznych odczuć - czuję się oooogrooomna i taka pingwinowata...Mam wrażenie, że już większym być nie można, a pare dni później znów ta sama koszulka jest na mnie za ciaśniejsza.... Bardziej wsłuchuję się w siebie i próbuję pobudzać Zosie do ruchów bo sie leń zrobił z niej niemożliwy. Na zakupach wczoraj w mieście  spotkałam się z szeroką empatią wszystkich sklepikarek do których zawitałam, które zapewniały, że pewnie nie mogę się doczekać terminu:)

Ostatnio jedny tchem przeczytałam książkę "Zwyczajny facet" Kalicińskiej - polecam. Taka sobie opowieść o życiu widziana oczami faceta, dla mnie rewelacja.

A pogoda pod psem, ani na spacer wyjść ani na zakupy znowu, pada z przerwami non stop od ponad tygodnia. Pociesza mnie fakt, że jest chłodno i nie muszę się męczyć z upałami, bo stale i tak jest mi ciepło i tylko podkręcałabym klimatyzacje w samochodzie;P

To wracamy do łóżka i odliczamy kolejne dni!


Saturday 28 April 2012

Taki spontaniczny wpis - o mężu będzie tym razem.

Jest moim największym skarbem, największą podporą i najlepszym przyjacelem. Nie zawsze było kolorowo i mieliśmy swoje 'ups and downs' ale tym bardziej teraz doceniam każdą drobnostkę, która nas łączy.
Jest dla mnie ogromnym wsparciem pod każdym względem i do tego prawie jest w stanie mnie przekonać (tylko dlatego ze ja uparta jestem:P) że nawet w moim obecnym stanie szalenie mu się podobam.

Potrafi czekać na mnie godzinami bez mrugnięcia gdy szykuję się do wyjścia i akurat nie wiem co na siebie włożyc, przychodząc do domu nie oczekuje, że będzie miał obiad podany. A gdy jednak zdarzy mi się coś ugotować chwali i docenia mój wysiłek. Nie oczekuje wcale, że będę robiła cokolwiek innego od leżenia na kanapie cały dzień jeżeli akuat mam na to ochotę a na koniec dnia gdy plecki już mocno bolą rozmasowuje obolałe miejsca.
Wiem, że to takie drobnostki, w sumie które powinny być oczywiste dla każdego, ale ja wiem, że wygrałam los na loterii...

Wednesday 25 April 2012

Sny

Od kiedy mam wolne od pracy i od przeprowadzki i wyleguję się w łóżku do późnych godzin przedpołudniowych ( w końcu!!) co noc mam tony nowych snów, z których każdy nadawałby się co najmniej na niezłą książkę przygodowo-kryminalną.
Dziś w nocy za to cały czas śniły mi się dzieci i porody i wyprawki. Budziłam się z myślą, że jeszcze czegoś nie mam co należy kupić! Wszystko za sprawą wczorajszego wieczoru który spędziliśmy z mężem u znajomej, która rodziła niedawno w Swindon i która zaprosiła nas aby odpowiedzieć na wszelkie pytania i rozwiać wszystkie wątpliwości jakie mieliśmy. Bardzo cenne spotkanie i dużo nam dało, ale chyba już za dużo tego wszystkiego. Nasz świat to ostatnio tylko świat Zosi, a mała jeszcze nawet się nie urodziła.
W ten weekend, jeżeli tylko dane nam będzie chcę odpocząć od wszelkich zakupów i przygotowań i skupić się na nas i relaksie inaczej wkrótce mój mózg się skurczy od tego analizowania wszystkiego.

Wczoraj byłam też u położnej. Ponoć głowka dziecka zeszła już bardzo nisko, gotowa do wielkiego dnia;) poziom żelaza powrócił też do prawidłowego stanu. Wcześniejsze badanie wykazało, że miałam go o wiele za mało, brałam suplement diety ale bardzo mnie od niego żołądek bolał. Przerzuciłam się więc na naturalne metody - duże ilości czerwonego mięsa i zielonych warzyw i jak widać poskutkowało.

A nasze maleństwo jest takie grzeczniutkie, nie daje mi wcale w kość, jak kopie to tak ładnie tylko po niebolesnych częściach brzucha, dużo śpi i nie budzi mnie wcale w nocy, za to przebudza się ze mną rano i wtedy daje upust swojej energii.
Robię się coraz cięższa za to i rozważam rozbicie namiotu w tolaecie, równie dobrze mogłabym tam spać i oglądać telewizję w dzień, zamiast urządzac co chwilę tam pielgrzymki.

Za to kurs zmiany pieluszek mamy już zaliczony....  :P




Wytrzymałość pieluszki sprawdziliśmy nalewając do niej pierwszej pod ręką cieczy - coca coli i jesteśmy bardzo zadowoleni z efektów:D

Tutaj 'mamuśka' przedwczoraj wieczorem




A do mam wszystkich, które przeczytają tą notkę mam pytania dwa.

- jak to jest z tym sterylizowaniem butelek - trzeba mieć specjalne urządzenia, czy tradycyjna metoda wystarczy no i czy rzeczywiście trzeba to robić tak rzetelnie jak radzą specjaliści?
- czy przydatne są specjalne kosze na pieluszki (zużyte) czy zwykłe kosze z klapką wystarczą i czy zawijacie je w jakiekolwiek woreczki przed wyrzuceniem?

Monday 23 April 2012

Baby brain 37+1

Przede wszystkim hurrraaa z powodu polskich liter na mojej klawiaturze:)

Dotknął mnie wyraźnie syndrom 'baby brain' gdy jedyne o czym myślę wstając i kładąc się spać to wszystko co związane z dzieckiem. Czy mam wystarczająco malutkich ubranek? które ubranka wziąć do szpitala? w czym będę rodziła i czy ta rozciągnięta skóra na brzuchu kiedykolwiek się zejdzie?? Milion pytań do i milion niepewności. Coraz bardziej do mnie dociera, że jednak jestesmy zdani tylko na siebie i będziemy musieli bez pomocy rodziny na początku sobie radzić. Wizja krzyczącego dziecka i nas nie wiedzących co robić, świadomość, że nigdy nie miałam doczynienia z niemowlakami sprawia, że zaczynam nieco panikować. Ale tylko gdzieś tam w środku. Myślę, że sobie poradzimy, wiem ze mam najlepszego na świecie męża, który nie będzie wymagał żebym była supermamą i superżoną gdy będzie nam ciężko. Mimo to nie potrafię stłumić uczucia, że jesteśmy jakoś tak słabo 'przeszkoleni' w kwesti rodzicielstwa. I żadne książki nie pomagają, im więcej czytam tym bardziej dostaję pomieszania zmysłów. Sam artykuł o kolkach zawiera 101 porad i każda jest inna... Więc chyba po prostu zobaczymy co sie stanie i jakim dzieckiem okaże się Zosia a później będziemy się martwić. Liczę na duża pomoc ze szpitala i położnej. Jutro będę się z nią widziała i tym razem chcę mieć przygotowaną listę pytań aby we wszystkich wątpliwościach się upewnić.

Z pozytywnych rzeczy... odpoczywam i lenię się teraz ile wlezie. W weekend dokończyliśmy wszystkie przygotowania związane z dzieciątkiem naszym. Pokoik jest wykończony, wszystko wyprane i ładnie pachnące, 3 godz prasowania zaliczone, siedzonko do auta przetestowane wielokrotnie i nawet wózek rozłożony w salonie stoi. Teraz brzuch do góry i czas aby wypocząć!
Zwłaszcza, że pogoda sprzyja - od tygodnia leje i dzis wyraźnie się ochłodziło i tak ma byc przez nastepnych pare dni. Mam więc dobrą wymówkę!

Odkryliśmy też w sobotę piękny mały pareczek z jeziorkiem i ławeczkami i placem do zabaw dla dzieci niedaleko domu, więc będę miała gdzie przechadzać się z wózeczkiem o ile oczywiście lato pojawi się w tym roku.

Zosiu, mamusia i tatuś już nie potrafią się ciebie doczekac, tylko błagam bądź dla mamusi miła przy porodzie!

A poniżej zdjęcia mieszkania z dnia dzisiejszego.















Myślę, że podpisywać nie muszę. na zdjeciach ukończony już pokój Zosi, jadalnia, kuchnia, salon, sypialnia, korytarz wiodący do pokoi z łazienka na końcu i wyjście do przedpokoju i schodów w dół do głównych drzwi. Jadalnia, kuchnia i salon sa na jednym dużym otwartym planie, oddzielone jedynie długim blatem kuchni jak widać.
Bardzo dobrze czujemy się oboje w nowym miejscu i mam nadzieję, że okaże się praktyczne również przy Zosi.

A nam stuknęło już 37 tygodni, samopoczucie dobre, choć łamie coraz bardziej w kościach i stawach i nogi puchną wieczorami, ale masażyki męża zdecydowanie uśmieżają wszelki ból:)
Już NIEDŁUGO!!


Thursday 19 April 2012

Zosia's world 36+4

Czas uplywal nam ostatnio na powolnym urzadzaniu i malowaniu pokoiku Zosi, zostalo jeszcze troszke do zrobienia. Wczoraj wygralam na aukcji na ebayu stolik do przewijania ktory bedzie stal sobie w rogu pokoju, planuje jeszcze dokupic pare wiklinowych koszyczkow na rozne drobnostki i oczywiscie przyozdobic sciane naklejka z sowami:) Nasze bujane krzeslo rowniez zostanie tam na koncu wstawione.
Ponizej nasza powolutka podroz 'into Zosia's world' od pierwszego dnia przeprowadzki:











Pokoik w kolorze limonkowo-fioletowym. Chcialam zeby bylo kolorowo i optymistycznie. Co sie kochany maz nameczyl tego nie da sie opisac... tak to jest gdy dwojka osob, ktore jedynie znaja prace przy biurku bierze sie za pedzle i farby:D ale efekt jest dla nas co najmniej zadowalajacy. Pokoik ma takie poczucie 'ciepla' i przytulnosci. Gdy zupelnie skonczymy na pewno dodam wiecej zdjec. Nastepnym razem dokleje zdjecia z sypialni i salonu.

Caly ten czas kupujemy malutkie rzeczy do naszego mieszkanka, ozdabiamy, sprzatamy i mam wrazenie ze nie ma temu konca. Ale czujemy sie juz bardzo w domu, zwlaszcza ze teraz mozemy tez juz spac w sypialni naszej. Wczoraj dostarczono nam zamowiony materac na lozko wiec sypialnia poza drobiazgami juz tez jest kolejnym ukonczonym pomieszczeniem.
Ja poza glowna ulica ze sklepikami dalej jeszcze nie znam za dobrze okolicy ale mam na to potem mnostwo czasu z Zosia.

Wierzyc nam sie obojgu nie chce, ze juz za pare dni wkrocze w 37 tydzien i oficjalnie "wszystko sie moze zdarzyc"! Do meza dociera wszystko powolutku, czasem zaskakuje mnie (jak wczoraj np gdy wrocil z pracy i zastal przygotowane lozeczko) momentami slodkiej paniki: "a co jak...", "a skad bede wiedzial co zrobic gdy...." choc wiem ze sobie doskonale poradzi, pewnie lepiej ode mnie.
Moj instykt wicia gniazda zostal w ostatnich tygodniach w pelni zaspokojony, ale teraz zostaly najprzyjemniejsze drobnostki, dzis juz wzielam sie za pranie ubranek ktore teraz wisza i pieknie pachna plynem do prania dla niemowlakow, nawet fote strzelilam:


To taki wzruszajacy widok taki malenkich ubranek. Dalo mi to tez pewnosc ze na pewno mam WYSTARCZAJACO ciuszkow na pierwsze 3 miesiace zycia, plus troszke rowniez na nastepnych pare miesiecy. W nastepnej kolejnosci pojdzie do prania posciel, kocyki i tetrowe pieluchy. NO i moze W KONCU zabeirzemy sie do pakowania torby do szpitala!

Przedwczoraj udalo mi sie nawet nagrac Zosie tanczaca w brzuchu, taki troche wezowy taniec, bo teraz to juz tylko takie przesuwania sie pod skora czuc i widac jak wypina slodki tyleczek albo moze inna czesc ciala, ale nie sa juz tak gwaltowne jak kiedys ruchy.
Czekamy niecierpliwie na pojawienie sie maluszka. Jeszcze niech da nam tak z tydzien na organizacje wszystkiego a potem niech sie dzieje co chce! :))))

Thursday 12 April 2012

Wicie gniazda

Tatus znów w rozjazdach, a mamie palma odbija. Z dnia robie noc i na odwrót.
Wieczorami mam niespozyty przyplyw energii i tak na przyklad wspinajac sie na krzesla zmienilam klosze w dwoch pomieszczeniach samodzielnie dzis (mega akrobacje dla kobiety w ciazy), posegregowalam nasze dokumenty, pare razy poprzestawialam polke na ksiazki zeby upewnic sie w koncu ze miejsce w ktorym pierwotnie stala jest najlepszy jednak miejscem, poodsuwalam niepotrzebne pudala i teraz biore sie za ukladanie ksiazek w salonie.
Wczoraj dopadl mnie jakis szal pod postacia 'nesting instinct' i pozno w nocy wpadlam do jeszcze nie gotowego pokoju Zosi, wywalilam wszystkie jej ciuszki i posciel z torby i zaczelam przymierzac po kolei ochraniacze na lozeczko - rozne kolory, przescieradelka i kocyki a potem zaczelam latac z centrymetrem odmierzajac dlugosc przyszlych firanek/poleczek i innych cudow. W koncu zabraklo mi sily i tak jak wszystko rozwleklam po pokoju tak zostawilam i poszlam spac.... czeka mnie wiec porzadkowanie pokoiku zanim przyjedzie maz i zajmiemy sie malowaniem scian.

A dla pokoiku Zosi zamowilam juz i dostalam w poczcie taka oto naklejke na sciane:



Wczoraj odwiedzila mnie tez nowa polozna w domu, dostalam nowe papiery i ksiazeczki, Zosia ladnie ulozona jak poprzednio i ladnie serduszko bilo. Jutro mam ostatnie juz usg w szpitalu i ostatnia okazja zeby sie zobaczyc jeszcze w srodku brzuszka.

Swindon nadal mnie zachwyca swoja prostota i uprzejmoscia ludzi. Dzis zaliczylysmy 2godzinny spacer, z paroma przysiadami na lawkach i jedna wizyta w krzaczkach.... nie umialam sie powstrzymac, a to akurat bylo na bardzo duzym odludziu :D no coz... takie juz uroki ciazy.

Monday 9 April 2012

Rozpakowywania cd

Tak wiec od czwartku dni uplywaja nam podobnie, probujemy dalej sie odnalezc w tym calym balaganie i powolutku 'sie odpakowywac'. Do tego dwie wycieczki do Ikei, do Argosa i do sklepu z materacami. Brakuje nam z mebli lozka, po ktore maz teraz pojechal i materaca. A reszta to juz w sumie kosmetyka.
Na razie w pelni zlozony jest tylko salon i rozpakowana kuchnia a obecnie ustawiam wszystko w lazience. Sypialnia i pokoj Zosi jeszcze nie ruszony:/ Zdazylam tylko wczoraj wypakowac swoje ciuchy, co zajelo mi caly wieczor, zdecydowanie mam za duzo ubran!!
Torbe do szpitala tez trzeba by spakowac, myslalam ze juz do tego czasu bedziemy mieli ja przygotowana a tu nic:D Wszystko powolutku robimy, ja w sumie caly dzien od rana do wieczora spedzam na nogach i w roznych pozycjach akrobatycznych probujac przejsc miedzy gratami i rozpakowujac powolutku rzeczy. Maz dzielnie sam poskladal WSZYSTKIE meble.




 Nameczyl sie do tego stopnia ze naciagnal jeden miesien i zrobily mu sie mega odciski na dloniach. Za to na zajaczka kupil sobie i nam telewizor plazmowy. Dla mnie przedmiot zbedny zupelnie, ale jezeli jego to cieszy to najwazniejsze! Mezczyzni kochaja sie w takich gadzetach. Ja chyba lepiej czuje sie rusajac caly czas, o wiele gorzej czulam sie w ostatnich tygodnaich w pracy siedzac 8 godz w jednej pozycji niz teraz porzadkujac, schylajac sie non stop i podnoszac lzejsze rzeczy. Poza tym mam malutka nadzieje ze przygotuje mnie to jako tako do porodu:)
Zosia bujana caly czas przeze mnie zrobila sie cichutka, szaleje tylko jak usiade na chwilke zeby odsapnac. Wczoraj nawet udalo mi sie w dzien uciac mala drzemke, czego dowody wlasnie odkrylam na naszym aparacie :)


Wielkanocnie zrobilo u nas wczoraj za to gdy juz salon jako tako usprzatnelismy, ugotowalismy wielkanocne potrawy i rano 'prawie juz jak rodzina' zasiedlismy do sniadanka.




Pozniej pojechalismy do kosciola w Swindon gdzie w kazda niedizele odbywaja sie rowniez msze dla Polakow. Kosciol bardzo przyjemny i duzy w srodku, no i rodakow mnostwo. Mnostwo rodzin z malutkimi dziecmi, mnostwo tez starszych Polakow ktorzy sie tu juz urodzili a ktorych rodzice osiedlili sie tu po wojnie.
Po powrocie slaski zurek na obiad i chwila odpoczynku.

Dzis ciag dalszy prac domowych i zakupow, a wkrotce mam nadzieje bede mogla juz dodac zdjecia gotowych pomieszczen. Tym ktorzy tu zagladaja zycze wiele powodow do radosci nie tylko teraz ale tez przez caly rok.

Thursday 5 April 2012

Przeprowadzka

Dzien przeprowadzki nadszedl wczoraj. W srode maz zorganizowal odebranie kluczy (ja jeszcze bylam na starym mieszkaniu) oraz podlaczenie inernetu - dlatego od pierwszego dnia jestesmy podlaczeni do swiata huuurrraaa!! Na wczoraj rano zorganizowal natomiast dostawe sofy z ikei i zupelnie sam rano ja zlozyl!! Sofa bardzo wygodna, duza i rozkladana do pozycji lozka dla naszych przyszlych gosci. Obecnie my na niej jeszcze spimy z powodu obecnego braku lozka jak i wiekszosci innych mebli :P
W poludnie przyjechal do Birmingham po mnie, sasiedzi pomogli wniesc reszte rzeczy do samochodu, mysmy pomyslnie przeszli sprawdzenie i ogledziny starego mieszkania i udalismy sie w kierunku Swindon, do naszego nowego mieszkanka - ktorego przeciez ja jeszcze wczesniej nie widzialam (tylko ze zdjec)!

Pierwsze wrazenia:  suuuuper! Okolica przepiekna, taka typowa angielska wioska/male miasteczko przy Swindon.Wdziedzie czysto, zielono i spokojnie. Za rogiem praktycznie mamy juz glowna uliczke ze sklepikami, trzy minuty pieszo jest przychodnia i  apteka, przystanek rzut kamieniem. W sumie wszystko pod reka. Wiadomo - ze po wieksze zakupy, czy do restauracji/kina wybrac sie trzeba do centrum miasta, ale wszystko raptem 10-15min samochodem.
Mieszkanie:  Bardzo przytulne. Od glownych drzwi chodzi sie do malego przedpokoju a potem schodami do gory i na gorze pierwszy od schodow mamy salon/kuchnie. Kuchania z dluuugim blatem ktory oddziela ja od salonu. Salon  duzy w porownaniu do naszych poprzednich miejsc z duza iloscia okien co sprawia ze cale miejsce jest bardzo jasne. Od salonu przechodzi sie korytarzem do pokoi (2 - sypialnia i pokoj Zosi) i lazienki, a po lewej stronie mamy troje drzwi za ktorymi mamy trzy obszerne schowki na ciuchy/odkurzacz,zelazko i inne rzeczy. Mamy tez schowek w poddaszu gdzie tez mozna duzo rzeczy upchac. Poza tym na zewnatrz za rogiem budynku, mamy osobne jeszcze drzwi za ktorymi jest izolowany obszerny schowek (rowery, wózek itp) oraz wlasny garaz. Minus - brak ogrodka ale wszystkiego miec nie mozna.

Za nasza ulica natomiast (jeszcze nie widzialam osobiscie tylko na googlemaps) jest mnostwo zieleni, pól, lasów i jeziorko niedaleko wiec zrekompensuje nam to brak ogrodka.

Obecnie jestesmy na etapie 'odszukiwania gdzie jest szczoteczka/cukier/recznik/ czy ktos widzial deske do krojenia??' - czyli totalny balagan. W planie mamy powazna podroz do ikei, wiedzac juz jak wygladaja i jakie wymiary maja pokoiki trzeba by kupic pare rzeczy. Rame do lozka mamy kupiona tylko trzeba by odebrac ja kiedys z Birmingham jeszcze, za to potrzebujemy materac i jeszcze duzo drobiazgow do kuchni.

Ja od poniedzialku prowadze zycie tak aktywne i chocbym chwilami zapominala sie o brzuszku ktory caly czas dzwigam, ze musze powolutku zwolnic tempo. Wczorajszy dzien wypucowalam cale stare mieszkanie lacznie z myciem lodowki na kleczkach i podlogi w lazience. Perspektywa zakupow, wybierania mebli i organizacji naszego balaganu jest przerazajaca. Do tego swieta przeciez itrzeba by cos ugotowac... Maz za to jest jak aniol, ile on sie toreb i mebelkow na nosil to jest niemozliwe. Sam zupelnie autem obrocil co namniej z cztery razy i sam wszystko wnosil i przenosil. Ja robie wszystko co nie wymaga podnoszenia, ale swiadoma jestem ze mina spokojnie z dwa tygodnie zanim nie ogarne calkowicie tego balaganu, a potem wezme sie za pranie i ukladanie rzeczy dla Zosi... jakby nie bylo juz prawie 35 tydzien!

Zdazylam tez wczoraj po przyjezdzie i pierwszych ogledzinach mieszkania szybko pognac i zarejestrowac sie szybko w nowej przychodni, tak na wszelki wypadek. Pani ktora siedziala w recepcji mnie rozsmieszyla. Zapytalam sie jej czy ma jakis znaczenie to ze jestem w ciazy i czy musze ich o tym powiadomic, a ze oddzielal nas blat recepcji to pani widziala tylko 'gorna' czesc mnie i zapytala czy robilam test ciazowy i czy jestem pewna tego ze jestem w ciazy... LOL. na informacje, ze to 34 tydz sie usmiala.

A z Zosinych nowosci - mala zdecydowanie uskutecznia juz tylko wypinanie sie i wypinanie nozek w roznych rejonach brzucha, o podskokach juz zdecydowanie nie ma mowy. Podoba jej sie moja ostatnia aktywnosc chyba bo gdy biore rpzerwy i na chwilke sie klade na boku od razu mnie szturcha i domaga sie wiecej bujania. Dostalam tez telefon z nowego szpitala w Swindon od poloznej. Dowiedziala sie ze sie tu przeprowadzam i umowila sie juz na srode na domowa wizyte, na pobranie krwi i zalozenie mi nowej lokalnej kartoteki wiec to mnie bardzo cieszy - balam sie ze zostane przez jakis czas bez opieki medycznej.

Ja modle sie i blagam Zosie zeby byla cierpliwa i nie miala mi za zle moich wygibasow i za wczesnie przypadkiem nie przyszlo jej na mysl znalezc sie po drugiej stronie brzucha.

Zdjecia wkrotce!

PS notka pisana o 4 w nocy..:P

Tuesday 3 April 2012

Przed przeprowadzką

Nawet nie wiem od czego zacząć, tyle się dzieje.

Od poniedziałku "byczę" się na urlopie macierzyńskim. W rzeczywistości poniedziałek spędziłąm prawie cały latając po mieście i 'shoppingując', wpadłam równiez do pracy oddac reszte rzeczy i pożegnac się oraz widziałam się z moja położną, wczoraj rano pakowanie kuchennych rzeczy, potem spotkałam się ze znajomą a wieczorem znów pakowanie- tym razem ciuchów (skąd ja mam tyle ciuchów???). A na dziś znów mam długą listę do zrobienia. Jestem wdzięczna Zosi, że tak ładnie się zachowuje i nie ma mi za złe, że jestem taka aktywna, tyle chodzę i na razie odpukać wszystko jest ok.
Położna posłuchała znów serduszka i pomacała przez brzuch stwierdziła, że wszystko jest ok i wypisała mnie, teraz muszę sobie na nowo znależć lekarza i położna w Swindon.
Wg poniższego diagramu dzidzia ustawiona jest w pozycji LOA:


czyli nózki ma po mojej prawej stronie, plecki po lewej a głowkę na dole.
Jej ruchy stały się też o wiele bardziej spokojne ostatnio, już nie kopie tylko raczej przekręca się, przesuwa i wystawia kończyny, ale zdecydowanie uważam, że na dzień dzisiejszy jest bardzo spokojną małą osóbką, co czasem wprowadza mnie w chwile paniki gdy przez dłuższy czas nic się w środku nie dzieje:/

A jutro przed nami dzień przeprowadzki. Podziwiam męza najbardziej, bo podrózuje non stop między Birmingham a Swindon, przenosi od ponad tygodnia rzeczy, jednocześnie musi na rano codziennie zdążyc do pracy, i w przerwach urywa się aby załatwić dostawy mebli, podłączenie internetu itd. Ja żałuję, że nie mogę wiele więcej zrobić poza pakowaniem/rozpakowaniem, choć nawet godzina schylania jest niezłym wyczynem i zwykle kończy się małym odpoczynkiem.

To śmieszne, bo cieszę się ogromnie na nowe miejsce, ale teraz gdy stare miejsce staje się powoli coraz pustsze i przychodzą róznego rodzaju dobre/złe wspomnienia z ostatniego roku, smutno robi się opuszczając to mieszkanko.