Friday 30 November 2012

Podsumowanie tygodnia


Dziś moje jakże dorosłe dziecko dostało w ręce pilota, pokręciło, pooglądało po czym włączyło nim telewizor, rozłożyło się wygodnie i zaczęło oglądać bajeczki (na taki kanał był nasz TV akurat nastawiony). Dorasta nam dziecko jak nic!
Dziś też było cięcie kudłów numer 2, a dwa trzy dni temu przywitaliśmy w naszym domu krzesełko dla Zosi, pożyczone od znajomych, akurat takie jakie chcieliśmy kupić, więc strasznie się cieszę, że taki duży wydatek  nas ominął. Wkrótce ruszamy z 'samokarmieniem'.
Przypuszczamy też, że Zośka ząbkuje znowu. Przypuszczamy ponieważ nie da sobie za nic w świecie paluchów do buzi włożyć ani obejrzeć porządnie dziąsła, za to znów zaczęła wzmożoną produkcję śliny tak jak przy ostatnich ząbkach więc kto wie...

W sobotę zeszła mieliśmy przemiłe odwiedziny znajomych z synkiem Erwinkiem o 6 dni starszym od Zosi, urodzonym w dniu moich urodzin (!). Spędziliśmy naprawdę superowy dzień razem, choć pogoda nie dopisała, nam i dzieciom humory dopisywały cały czas. Biedaczek nie potrafił u nas usnąć z nadmiaru wrażeń, więc wydelegowałyśmy mężczyzn na spacer z wózkiem a same pogrążyłyśmy się z mamą Erwinka w typowo żeńsko-żeńską konwersację:) Ach jak fajnie pogadać z inną mamą!!

Wspominałam też kiedyś, że Zosia śpi/spała w otulaczu od trzeciego tygodnia życia. Na każdą drzemkę i w nocy. Jednak niedawno gdzies ok 5 nad ranem potrafiła z niego magicznie powyciągać rączki i wybudzała się przez to nie mogąc spowrotem zasnąć. Przedczoraj urządziła nam też pierwszy raz od wielu miesięcy cyrk przed zaśnięciem wieczornym. Poszlismy za ciosem i włożyliśmy ją już do zwykłego śpiworka wieczorem, dramat zmalał i mała zasnęła. W zamian za otulacz Zosia dostała swój kocyk przytulankę do potrzymania i tak wczoraj wieczorem jakby nigdy nic zasnęła sama z rączkami na zewnątrz.
(jeżeli ktoś używał otulacza - "swaddle" będzie wiedział o czym piszę i dlaczego jest to tak uzależniające dla dzieci). Na dodatek przespała noc od 7:30 - 6.30 bez pobudki na karmienie i przespała jakby nigdy nic godzinę 5, która od dłuższego czasu była jej celem pobudek. Ciekawe jak dzisiaj będzie. W planach post o otulaniu dzieci bo mam wrażenie, że nie zdobyło to jeszcze popularności w Polsce.
Pare fotek z tego tygodnia:
"Mama mnie non stop stroi..."

"Nie puszczę Cię nigdzie!"

"Mama czemu się z mojej czapy śmiejesz??"

Wciąż spacerujemy "przytulone"

"Spoko, dam radę sięgnąć po jedzonko"


Tuesday 27 November 2012

Dla 7 miesięczniaka?


Postanowiłam iść za ciosem koleżanki blogowej Kamciaaa i zapytać o radę odnośnie prezentu świątecznego dla 7 miesięczniaka - bo tyle w święta będzie miała Zosia. Po głowie chodzi mi 'pchacz' - taki z kółkami gdy dziecko próbuje się podciągać, stawać i chodzić, wybór jest duży a dla mniejszych dzieci wielką atrakcją zwykle jest panel pchacza.
Brakuje mi innych pomysłów... nie mam pojęcia co będzie naszą córkę interesowało w nadchodzących miesiącach, zwracam się więc z prośbą o radę matek doświadczonych z większym niż ja starzem:)
Niby dziecko nie będzie wiedziało, że to święta, może nawet na początku nie bardoz zainteresować się prezentem i potrzebować czasu zeby w niego wrosnąć, nie mniej jednak, myślę, że żaden rodzic nie oprze się świątecznym zakupom dla swojego dziecka.


Monday 26 November 2012

Pierwsze próby


Wiem, że wielu już z równieśników Zosi zgrabnie porusza się po całym domu, Zośka natomiast jeszcze do mobilnych nie należy. Ale dziś podjęła pierwsze próby raczkowania. Podnosi na wyprostowanych rączkach tułów i ugina nóżki i podnosi pupę, efekt... przesuwa się w tył zamiastw przód. Przesłodki widok!! Może będziemy raczkować do świąt???

Friday 23 November 2012

Przyszła podróżniczka


Już za ponad tydzień odbieramy pierwszy paszport dla Zosi. A w pierwszej podróży Zosia zaliczy Francję, Belgię, Holandię i na troszkę dłużej Niemcy, a potem oczywiście na końcu Polskę jako cel naszej świątecznej podróży.
Nie mogę się już też doczekać pierwszych prawdziwych wspólnych wakacji, taplania się razem w morzu/basenie i wspólnych wycieczek weekendowych, dłuższych niż te które dotychczas zaliczaliśmy.

Ostatnio współpracowniczka męża odwiedziła Hong Kong i przywiozła dla Zosi mały prezent, sukieneczkę w typowo azjatyckim fasonie. Wprawdzie z krótkim rękawem ale dodatkowo podszytą cieplejszym materiałem. Strój na 80cm więc jeszcze nieco za duży na naszą podróżniczkę, ale nie odmówiłam sobie pierwszej przymiarki:)



Oj ile radości miałyśmy z przymiarki! Chyba wyrasta nam prawdziwa dama, bo o ile nie jest przemęczona to nie ma nic przeciwko ubieraniu i przebieraniu i przymierzaniu, a wiem, że dzieci w tym wieku zwykle nie lubią już być na siłę ubierane;D

Podekscytowana też jestem, bo dzięki uprzejmości jednej z matek odwiedzających nasze blogi - Mama Zosi  idzie do mnie pocztą książka na temat zdrowego żywienia dzieci. W domu przeczytanych juz pare książek o BLW i czuje ze z dnia nadzień coraz ciekawiej nam idzie z jedzonkiem:)  Jemy już dynie, słodkiego i zwykłego ziemniaka, brokuły, marchewkę, białą pietruszkę, jabuszko, gruszkę i śliwki z cynamonem oraz kaszki i w ramach ciamciania i rozsmarowywania po ubrankach również chrupki kukurydziane (na razie w charakterze ciekawej zabawki).


Wednesday 21 November 2012

Półroczniak


Kim jest półroczniak?

Już na pewno nie jest niczego nieświadomym noworodkiem. Jest wciąż jeszcze bardzo niedoświadczonym dzieckiem, które powoli nabiera własnej osobowości, potrafi pokazać radość z oglądania ulubionych obrazków/bajeczek, potrafi bardzo się zdenerwować gdy nikt przez dłuższy czas nie zwraca na niej uwagę, potrafi wręcz zaczepiać uśmiechem czy piskiem żeby skłonić do wspólnej zabawy. Nie znosi powoli bycia ograniczanym: nie lubi gdy na siłe przejmuje się kontrole nad jej rączkami przy ubieraniu, nie lubi gdy zasłania się coś co ją akurat zainteresowało. Uwielbia za to kontakt z rodzicami, podrzucanie na rękach, przytualanie i masowanie plecków, noszenie i pokazywanie zawartości domu, kąpiele, piosenki a najbardziej to uwielbia gdy się przed nią tańczy.



Jest dumną właścicielką dwóch ząbków (domyślamy się po ilości wydzielanej śliny, że następne zęby też już idą), właśnie opanowuje trudną sztukę siedzenia, zgrabnie przewraca się na brzuszek i obraca wokół własnej osi na brzuszku jak wskazówki zegarka. Powli unosi pupkę do pełzania/raczkowania.

Jesteśmy z Ciebie bardzo dumni i bardzo mocno kochamy Zosiu!


Tuesday 20 November 2012

Mały śpioszek


O ile pierwsze trzy miesiące dały nam ostro popalić, o tyle ostatnie trzy można rozpatrywać w kategorii wakacji letnich w odniesieniu do poprzedniego okresu.
Jeszcze przed porodem cała rodzinka obsypywała mnie historiami, jak to jako dziecko potrafiłam przesypiać całe dnie i całe noce i jak ciężko było mnie wybudzać do zabawy a sen był atrakcyjniejszy od najfajniejszych nawet zabawek. Pomyślałam - super będzie, może nasz dzidziuś się we mnie wda i będzie o wiele łatwiej sprostać codziennym obowiązkom.
Pierwsze tygodnie były jak policzek w twarz, Zośka walczyła ze snem, była stale przebodźcowana, ciężko było jej się wyciszyć i zasnąć, a gdy już to nastąpiło, to po jakiś 40minutach dziecko było znów 'na nogach', tylko po to aby po pół godzinie znów marudzić ze zmęczenia.
Gdzieś jak miała 3 miesiące to pierwszy raz zaczęła przesypiać troszkę dłuższe okresy podczas dnia, ale z ogromną pomocą smoczka, szumu suszarki i chodzenia na paluszkach. Od ok miesiąca już nie potrzebuje smoczka, żeby zasnąć i zaowocowało to zdolnością samodzielnego zasypiania a co za tym idzie, przedłużania drzemek do więcej niż tylko jednego cyklu snu. Do tego doszło, że powoli z niektórych zwłaszcza ostatnich drzemek musimy naszego śpiocha wybudzać.
Zwykle rano Zosia budzi się ok 6 rano ale dajemy jej smoczka jeszcze do possania i tak potrafi do 7 przeleżeć, czasem drzemie jeszcze a czasem dosłownie wpatruje się swoimi wielkimi oczami przez godzinę w karuzelę nad nią. O 7 zwykle zaczyna się jej dzień: karmienie, ubieranie, zabawa itd...
Dziś zrobiłam eksperyment, o 6 gdy pierwsze jęki się zaczęły przyniosłam mleczko i nakarmiłam Zosię, odłożyłam do łóżeczka a mała jakby nigdy nic przespała kolejne dwie godziny do 8 rano. Dodam, że wieczorem zawsze chodzi spać o 7.30 i nie budzi się już w nocy na karmienia. Myślę sobie, nie ciesz się bo pewnie spać w dzień nie będzie chciała za wiele, a tu o godzinie 9.30 Zośka trze już oczka i nabombiona po drugim śniadanku mleczkiem i kaszką poszła znów spać. I tak w południe, o 12.30 jak zwykle jakby nigdy nic znów zasnęła bez problemów i już dwie godziny tak śpi. I tak sobie myślę jakie to duże szczęście mam i naprawdę nie doceniam jakie cudo w domu mamy:)
Eksperymentu nie powtórzę choć kocham spać, bo niestety wszystkie karmienia mi się poprzestawiały a ja lubię nasz plan dnia.




Sunday 18 November 2012

All I want for Christmas....

is my two front teeth :))))

I oto one. Że niby mama nie potrafi uchwycić zęboli, może spędziła nad tym ostatni tydzień, ale BA! udało się!




Saturday 17 November 2012

Stęskniona mama


Gnałam do domu jak na skrzydłach!! I chociaż miałam wspaniały dzień spędzony w przepięknym spa w świetnym towarzystwie dobrej koleżanki, dzisiaj po południu wracając pociągiem do domu nie mogłam doczekać się keidy znów wezmę w ramiona swoją kruszynkę. Niesamowite uczucie i niesamowita więź, kto nie doświadczy ten nie zrozumie!
Ale więcej o moim cudownym i wyczekanym weekendzie.
Spotkałam się z długoletnią koleżanką, z którą utrzymuję częsty kontakt tu, w UK a która obecnie mieszka w Walii. Cel podróży - Bath. Zarezerwowałyśmy wczoraj dzień w SPA, który zresztą był moim urodzinowym prezentem (majowym:) ) ale, że akurat zbiegło się z porodem, to dopiero teraz miałam okazję go wykorzystać i to w dodatku w tak miły towarzystwie. Było cudownie, byłyśmy obie pod wrażeniem profesjonalizmu obsługi, przyjazną atmosferą, wszystkimi dodatkowymi atrakcjami, do jakich miałyśmy dostęp poza wykupionymi zabiegami. Parę zdjęć raju w którym spędziłysmy aż 5 godzin:




I najlepsze jest to, że cena byla tak niesamowicie przystępna, że absolutnie polecę to miejsce wszystkim znajomym, i jestem przekonana, że kiedyś uda mi się też tam zaciągnąć kochanego męża. SPA umieszczone w przepięknej scenerii Bath, rozmieszczone na kilku piętrach mieszczące ogromny basen z jaccuzi pośrodku, saune mieszczącą osobne cztery okrągłe pomieszczenia, każde z nich rozswietlało różnymi kolorami i pachniało różnymi aromatycznymi olejkami, ciepłe/zimne prysznice, osobny pokój do relaksacji, oraz kolejny ogromny basen z jaccuzi na dachu budynku roztaczający przed sobą panoramę całego miasta.
Z zabiegów ja dla siebie wybrałam masaż pleców/głowy i stóp oraz głębokie oczyszczanie twarzy (facial). Zadowolona byłam bardzo, wszystko na czas, wszystko profesjonalnie, minuty odliczane od całego czasu pobytu na zabiegi, przemiła obsługa która miała czas przeprowadzić najpierw wstępy wywiad aby dobrze dopasować typ masażu/oczyszczania do moich potrzeb. I do tego cenynaprawdę przyziemne, bo nie szarpnęłabym się na kosmiczne koszty.
A piszę o tym, bo może da to któreś z czytających mnie mam pomysł na prezent dla siebei na święta:) taki dzień przyda się każdej zapracowanej mamie, aby zrelaksować się, zapomnieć na chwili o pieluchach/gotowaniu i sprzątaniu ale jednocześnie dać szansę zatęsknić ogromnie za domem i wrócić ze zdwojoną energią!
Po cudownie spędzonym dniu, znalazłyśmy nasz hotel, w którym nocowałyśmy, zostawiłyśmy bagaże i poszłyśmy spowrotem do centrum na kolację w jednej z moich ulubionych restauracji. MMmmmmm same niezdrowe jedzenie, ale co tam! Raz się żyje. Potem rozmowy już w pokoju hotelowym do późnych godzin nocnych, krótki sen, śniadanie w hotelu, pociąg iiiiiiiii rzuciłam się na moją ukochaną rodzinkę po powrocie.
Ach takie dni dodają skrzydeł!!!
A tatuś, tatuś poradził sobie znakomicie, praktycznie wcale nie dzwonił, wszystko miał wcześniej napisane na kartce odnośnie drzemek i posiłków, jedzonko dla Zosi odmrożone w lodówce i podpisane, zapasy mleka odmrożone. Zosia nie protestowała, zachowywała się wzorowo a mąż jak profesjonalista pięknie zajął się Zośką. Wielkie szczęście mam:)

Thursday 15 November 2012

Love is in the air


A tak! Bo się zakochałam, kocham kocham kocham mocno, miłością szaloną i niemożliwą do opisania.

Tak właśnie kocham moją małą dziewczynkę i z dnia na dzień coraz bardziej nie wierzę, że taka mała osóbka tak mocno zawładnęła naszym życiem w sposób ogromnie pozytywny.
Oddałabym dla niej wszystko, zrobiła wszystko, żeby mieć pewność, że jest szczęśliwa i czuje się kochana. Ba, na codzień zamieniam się w klauna/showman'a odstawiając zabawne figury taneczne, robiąc śmieszne miny i wydając z najdziwniejsze odgłosy o jakie nigdy bym siebie nie posądziła żeby tylko wywołać ten słodki uśmiech na jej małej buzi.


I chociaż z ciężkim sercem, to pakuję się i jutro zostawiam tatusia i córkę razem na półtorej dnia, a ja jadę do spa, relaksować się i cieszyć dorosłym towarzystwem. Wypoczęta mama to szczęśliwa mama!!

Monday 12 November 2012

Gdzie mama ma rozum?


Z serii jak to człowiekowi komórki szare na macierzyńskim zanikają...

Piątek godzina 11 rano, dziecko po drzemce, lodówka pusta, myślę sobie, że szybko wpakuję Zośkę do wózka i przelecę się do sklepu, żeby mieć z czego obiad wyczarować. Spieszyłam się nieznośnie bo gdzies ok 11:30 Zosia zwykle swoje drugie śniadanie dostaje. Lece po ciuchy dziecka, miotam się między łazienką jednym obiem łypiąc w lusterko i próbując zarzucić makijaż, drugim sprawdzam co dziecko samo w pokoju kąbinuje. Ubieram siebie, ubieram dziecko, chwytam torebke, portfel, klucze, dziecko pod pache i biegne na dół do wózka, zatrzaskuję drzwi i wylatuję. Zadowolona szybko robię zakupy, wracam, staję przed domem wyciągam klucze i.... klops. Klucze nie te co powinny być. Musiałam przyczepić do tego samego bryloczka ale klucze pasujące wyłącznie do strychu, a nie te należące do frontowych drzwi.
Ale myślę sobie, źle nie jest, niedaleko nas jest agencja z której wynajmujemy nasz dom, to pobiegnę z wózkiem, wytłumacze swoją głupotę i dorwę zapasowy klucz zanim Zośka się zacznie drzeć. A dodam, że była juz pora karmienia, ale coś mnie jeszcze przed wyjściem tknęło i dałam jej mleko, decydując się podać obiad po powrocie.
W angencji pogrzebali, klucze znalezli, oddali mi w moje nieodpowiedzialne ręce i pognałam spowrotem do domu. Próbuję klucz po kluczu.... nie pasują! Żaden z nich na każdy możliwy sposób nie pasuje do naszego zamka, JAK TO MOŻLIWE??? Dzwonię - próbuję wytłumaczyć sytuację jednocześnie obrysowując im zarys nadchodzącej klęski żywiołowej w postaci głodnego drącego się dziecka (jeszcze się nie darła ale miałam przeczucie, że to kwestia paru minut). Przyjechał po chwili pan z agencji z kilkoma dodatkowymi pękami kluczy i tak na dobrych pare minut w mojej głowie trwających parenaście godzin wrośliśmy w chodnik przed drzwiami naszego domu kolejno wypróbowując wszystkie możliwe klucze i ich kąbinacje. I dalej nic.... gdzieś z tyłu głowy mignęło mi pytanie o to jak agencja wyobraża sobie dostać się do naszego domu gdyby zaszedł jakikolwiek niespodziewany wypadek, ale szybko porzuciłam wszelkie dodatkowe myśli koncentrując się na tym co teraz by tu zrobić. Jedyny klucz w takim wypadku posiada kochany małżonek, który nie dość, że w pracy to wyjątkowo jeszcze jak NIGDY zapomniał akurat w ten dzień oba swoje telefony komórkowe. Już wyciągnęłam telefon, żeby skontaktować się z nim bezpośrednio na jego telefon stacjonarny w biurze... ale własnie przypomniałam sobie, że przecież jest godzina lunchu, a on w porze lunchu GRA W PIŁKĘ!! Komórki przy sobie nie ma, ja nie mam numeru do żadnego z jego współpracowników, pani na recepcji w jego biurze nie bardzo kumata, jak na złość chcąca połączyć mnie z jego telefonem stacjonarnym i na nic moje tłumaczenie, że pewnie go przy biurku nie ma, ale może ktoś inny jest...
Pogoda pod psem, pada, wieje, ziiiimno a ja oczywiście tylko na szybko narzuciłam coś lekkiego pod kurtkę  bo PRZECIEŻ tylko na pare minut wyskoczyłam, dobrze ze Zośkę ciepło ubrałam. Patrzę już pełna najgorszych uczuć, a ta sobie w najlepsze właśnie drzemkę ucięła... Zero płaczu o żarcie, zero niezadowolenia, śpi w najlepsze! Ufff udało mi się zebrać myśli, zadzwoniłam do znajomej mieszkającej niedaleko i tak bez zbędnych tłumaczeń zapowiedziałam się w gości :) Zosia jakby przeczuła głupotę mamy po drzemce zachwowywała się świetnie, o głodzie zupełnie zapomniała, na wszelki wypadek znajoma miała formułę dla niemowlaków ale nie musiałam jej podawać. Gdzieś po dwóch godzinach telefon od męża. NARESZCIE! Musiał w końcu odsłuchać tysięczne wiadomości jakie mu w biurze zostawiłam. Uradowana właśnie zamierzam podać namiary na znajomą, żeby nas odebrał a tu dowiaduję się, że jego dzień był równie udany jak mój - SKRĘCIŁ NOGĘ GRAJĄC W PIŁKĘ.... mojego zachwytu opisywać nie będę a tego jak nam weekend minął możecie się domyślić...    haha i pamiętam jak dziś gdy budząc się w piątek rano powiedziałam sama do siebie "Eh, sama nuda, codziennie to samo, przydałaby się jakaś odmiana".
Amen

Sunday 11 November 2012

I znów na zakupach

Nie ma czasu na pisanie gdy czas tak szybko pędzi.

Odwiedziliśmy dziś Mothercare w poszukiwaniu krzesełek do karmienia, przy okazji Zosia osobiście miała okazję przetestowania paru z nich:)

Przy okazji mieliśmy się okazję przekonać o tym czego szukamy. Do niektórych tacek np Zosia w życiu nie sięgnie, musialaby jeszcze sporo urosnąć więc warto mieć regulowane wysokości i możliwość przybliżania i oddalania tacki. Przy okazji zanurzyłam się oczywiście w ciuszkach dla dziewczynek i takie dwa cuda wyszukałam na zimę:


Do tego w planie mam zakupić grube różowe/niebieskie rajstopki i będziemy się stroić w zimowe mroźne dni:)
Zosia dostała również swój 'blankie' jak to tu zwykło się nazywać kocyki przytulanki:


Już jakiś czas temu zauważyłam, że Zosia lubi tarmosić uszy pieska - grzechotki jakiego ma, nie nadaje się on natomiast do spania i mam nadzieję, że Zosia zaprzyjazni się z czasem ze swoim króliczkowym kocykiem. 

Wczoraj dałam Zosi spróbować puree z mango, najpierw na koniuszek paluszka, potem drugi raz, zasmakowało i buzia szeroko otwarta a oczy wpatrzone w źródło tego magicznego smaku:) Najlepsze, że przy jedzeniu niemożliwie się krzywi bo troszkę kwaśne ale dalej otwiera buzie i chce więcej! i tak dziś na śniadanko mango było w kaszce i deserek popoludniowy też w postaci mango.

Ostatnio tak dobrze życie nam płynie, że śmieję się, że takich dzieci mogłabym więcej mieć a przecież pamiętam jak jeszcze trzy miesiące temu płakałam, że tak ciężko. 
Zosia uregulowała sobei pięknie drzemki, trzyma się ich mam wrażenie lepiej niż zegarek, zasypia sobie sama i budzi się wzdychając ze szczęścia (słyszymy na niani), ładnie się bawi nowymi zabawkami, jest absolutnie zafascynowana swoimi rączkami, macha nimi przed twarzyczką non stop próbując coraz to nowych kombinacji paluszkami i nadgarstkami. Zasypia codziennie o 7.30 budząc się ok 6 rano. Jest to jedyny czas kiedy daję jej smoczka, bo zwykle pozwala to jej jeszcze przez godzinkę podrzemać i my też dosypiamy do 7. 
Jakiś czas temu pisałam o tym 'centrum dowodzenia' jakie zakupiliśmy od pewnej mlodej pary, teraz jest absolutnie ulubionym miejscem zabawy:


Cieszę się, że udaje nam się takie używane perełki znajdywać, bo dzieci tak szybko z tego wyrastają a jednocześnie mają z tego tyle radości. Cudownie jest tak wpatrywać się w swoje dziecko gdy odkrywa powolutku świat dookoła.

Wednesday 7 November 2012

Wielkie szczęście

Dziś wstałam z dołkiem i zupełną niechęcią do reszty dnia. Był płacz, było rozżalenie, niezadowolenie i narzekanie mężowi. A powody błahe... bo mam czasem dosyć tych w kółko powtarzających się dni, bo wcześnie muszę wstawać, bo za oknem szaro, bo brakuje rodziny/przyjaciół na codzień i żywej duszy do pogadania.

A Zosia jakby wyczuła, była cały dzień niesamowita, spała pięknie, miała długie drzemki, zero płaczu i marudzenia. Jednym słowem dała mamie wypocząć.

Potem sobie pomyślałam, że naprawdę dziecko nam się udało i nie mamy co narzekać.... śpi całą noc, nie budzi się, nie trzeba jej usypiać, sama zasypia w dzień i wieczorami, drzemki ma minimum 1,5godz, a ja mam czas na gotowanie, sprzątanie, relaks przed TV, czytanie, pisanie bloga, kąpiele i wiele innych. Mamy też w końcu i siebie z mężem, mamy stałą pracę, stały dochód, mamy wspaniałą wspierającą nas rodzinę i mnóstwo wspaniałych znajomych. No i zrobiło się od razu lżej na sercu....

A do radosnych wydarzeń doszły dwa przekochane malutkie ząbki jakie pojawiły się w Zosinej buzi jakoś tydzień temu:


Zrobienie zdjęć ząbków okazało się niesamowicie trudne i graniczące z cudem więc zadowolę się tym co udało mi się uchwycić na szybciocha. Ząbkowanie przeszło bezboleśnie, bez pobudek i bez płaczu, gdyby nie ciągłe zaglądanie w paszcze dziecku nie wiedzielibysmy zapewne, że żęby idą.

Karmienie idzie nam ociągle i wolno ale zupełnie nie przejmuję się, bo Zosia jeszcze jest naprawde malutka. Chętnie przyjęła pomysł karmienia jabłkiem i gruszką z dodatkiem kleiku na śniadanie po porcji mleczka, oraz zjada pare łyżeczek marchewkowego puree w południe. Zdecydowanie krzywi się na brokuły natomiast akceptuje marchewkę, słodkie ziemniaki i dynię. Na raize myslę ze nam tyle starczy, nowe smaki testować będziemy podczas wspólnych posiłków jeżeli tylko dziecię zapragnie łapy w nasze jedzenie wkładać.
Dziś było ważenie, Zośka waży prawie 7kg, dokładnie 6.99, jednego grama jej zabrakło:) Cieszy mnie to, bo przestała już jesc w nocy i nie budzi się na karmienie więc zastanawiam się czy odbije się to jakoś na jej wadze.
A Zosia rwie się do poznawania świata, wyciąganiu rączek i malutkich paluszków nie ma końca, wszystko jest aktrakcyje, wszystko trzeba polizać językiem i ugryźć ząbkami. Najchętniej bawi się przy mnie, lub gdy mnei widzi, znikając z pokoju narażam się na serię krzyków i narzekań ze strony Zosi - że jak ja mogłąm ją tak samą zostawić! Bywa to chwilami uciążliwe ale nadrabiam gdy Zosia śpi a wspólny czas traktuję jako odprężającą zabawę. Niesamowicie szybko się te dzieciaczki rozwijają....

Tuesday 6 November 2012

Poranki

Z wielką niechęcią przywitaliśmy zmianę czasu tydzień temu. Zoska w końcu zaczęła sama z siebie budzić się przed  7 a ja byłam wniebowzięta, jednak oczywiście stan taki nie mógł długo się utrzymywać. Próbowaliśmy powolutku zmieniać wszystko o 10-15min podczas dnia ale szok i tak był, i nie dość, że dziecko budzi się już czasem nawet przed 6 rano to jeszcze do teraz ziewa w porach gdy akurat tydzień temu drzemki ucinała a wieczorem jest kompletnie nie do zabawy i nie do życia i tylko wyczekuje pory kąpieli.
Ale tak poza tematem zmiany czasu chciałam dowiedzieć się od czytających mnie mam, o której budzi/budziło się Wasze dziecko w wieku Zosi i ile czasu w dzień przesypiało na drzemkach oraz o której zwykle chodzi/chodziło spać.
My mamy jako taki plan dnia, ale ostatnio zauważyłam, że Zośka bardzo dużo chciałaby spać w dzień ale ucina sobie za to noc poprzez wcześniejsze budzenia się a nie mam serca przetrzymywać ją na siłę w dzień.
Obecnie wciąż spi minimum 4,5 godz w dzień na 3 - 4 drzemkach, spać chodzi ok 7:30 a budzi się między 5:30 a 7. I mam takie wrażenie, że rano budząc się wcale jeszcze taka wyspana nie jest więc czasem daję smoczek to jeszcze usypia na troszkę.
Zastanawiam jak wygląda plan dnia dzieci w podobnym wieku:)

Sunday 4 November 2012

Nasz romans


Ktoryś z zeszłotygodniowych wieczorów. Ja siedzę przy swoim laptopie, mąż z wyleguje sie na kanapie obok z pilotem w ręku. Przytulam się do męża, zastanawiając się jednocześnie kiedy nagle staliśmy się jedną z tych par spędzających wieczór w domu, w dresie, w kapciach, przed TV...
- Kochanie, gdzie podział się nasz romans??
- Nasz romans właśnie śpi smacznie obok w pokoju, słoneczko..... :)

No i właśnie dlatego ten post dedykuję naszemu wspaniałemu romansowi, który w sposób piękny na zawsze odmienił nasze życie.


I w tym miejscu też, w dniu zupełnie nieromantycznym, bo ani to walentynki, ani dzień chłopajka/dziewczyny/matki/taty etc, zamieszczę wiersz, przypadkowo ostatnio przez nas odnaleziony, jaki Romansowy Tata napisał kiedyś dla Romansowej Mamy:


Gdy patrzę w Twe oczy
Widzę piękno
Gdy patrzę na Twe usta
Widzę pożądanie
Gdy patrzę na Ciebie
Widzę kobietę
Której dałbym wszystko
Żeby istnieć w blasku jej życia.



życząc wszystkim na dziś i wszystkie następne dni roku ciepła w sercu i miłości stałej.

Thursday 1 November 2012

Na nie


Dzis Zoska ryczy a ja rycze obok niej. Dziecko ma dobry powod: zabki, kupka nie idzie, mama na chwile zostawila. A ja nie mam nawet jak sie wytlumaczyc, moze to ta jesien??...