Saturday 30 March 2013

A u nas świątecznie




Wiosny, wiosny wszystkim życzę w te święta - tej w sercu i tej na zewnątrz;)

Pierwszy święcony koszyczek



Właśnie mąż z Zośką ochoczo pojechali święcić pokarmy, a ja mam troszkę czasu na ogarnięcie naszego bałaganu, przyozdobienie mieszkania, upichcenie ciasta i zrobienie sałatek. Efekty końcowe pokażę:)

Wspaniałych, ciepłych i rodzinnych świąt życzę wszystkim!!!

Friday 29 March 2013

PPK








A dzisiaj dzięki zaproszeniu Oli, mamy prawie 12 miesięcznej dziewczynki mamy wypad do Bath - dwie mamy, które w opiece mężom zostawiają swoje pociechy!!


Wednesday 27 March 2013

Przedświąteczna gorączka


Dosłownie!
Od wczoraj czuję, że mnie coś łapie. W nocy zaczęło boleć gardło, ale dodatkowych symptomów na razie brak. I niech tak zostanie. Z bolącym gardłem nic mi nie straszne, z gorączką i bólami w kościach już gorzej.
A tu przecież przed nami przedświąteczne porządki, pieczenie i pichcenie.

Tfu tfu!! Chorobo precz!!

A tak się dziś rano relaksuję


Wczoraj Zośka przebiła samą siebie i zabawiała się pół dnia w swojej ostatnio ulubionej pozycji - NA STOJAKA!


Tuesday 26 March 2013

BLW trzy miesiące później


Małe uaktualnienie naszych postępów w zakresie karmienia.

Dla przypomnienia pierwszy raz podałam Zosi obiadek w kawałkach na początku stycznia. Posiłki stały się dla nas obu traumatyczne, Zosia nie znosiła karmienia z łyżeczki, jadła niewiele i bez przyjemności. (za wyjątkiem kaszek na śniadanie i kolację i musów owocowych/jogurcików).

PIsałam o początkach naszej BLW podróży TU.

W między czasie obserwowałam postępy Zosi, od zabawy i rzucania, poprzez lizanie, podgryzanie, odgryzanie wreszcie przeżuwanie i połykanie. Gdzieś dopiero od 2 - 3 tygodni mogę śmiało powiedzieć, że Zosia sama JE obiadki. Już prawie wszystko co podane ląduje w brzuszku. O ile nie jest za twarde, jedzenie jest pięknie przeżuwane i szybciutko niknie w maleńkiej buzi. Dodatkowo przeróżne chwyty zostały przećwiczone, nawet śliskie trudne do uchwycenia kawałki jedzenia nie są nam już straszne. A przez to też mogę wzbogadzać nasze menu o coraz to nowe pomysły.

Co od stycznia się zmieniło?:

- jedzenie to jedzenie i służy do jedzenia, już nie do zabawy
- Zosia ma większą wprawę w chwytaniu nawet malutkich kawałeczków, przez to więcej trafia do buzi
- nie mamy żadnych już odruchów odksztuśnych, Zosia nauczyła się jak manewrować jedzeniem w buzi, większe kawałki niezdatne do pogryzienia automatycznie wypluwa; twardsze kawłki (np mięsko) potrafi wyssać i długo rzuć aby wydobyć jak najwięcej składników odżywczych
- nie ma płaczu przy jedzeniu, sama radość; płacz pojawia się dopiero podczas wycierania po posiłku:D
- już prawie nic się nie marnuje, coraz mniej jedzenia ląduje na ziemii (zwykle tylko wówczas gdy podaję zupełną nowość bądź gdy Zosia sie najadła i chce pokazać, że ma już dosyć), są już dni gdy podłoga jest zupełnie czysta i nie mam nic a nic sprzątania

Jak i co jemy?:
- nie podaję każdego składnika obiadku osobno (np brokuły, marchewka i mięsko osobno), zwykle gotuję sosiki na bazie mięska, przeróżnych warzyw, cebulki i zwykle też czosnku i dodaję je do makaronu - najczęściej makaronu świderki bo ten dobrze "zbiera" półpłynne sosy. W ten sposób znika praktycznie cały obiadek. Jeżeli jakiś sos zostaje to podaję go na łyżeczce
- jeżeli my jemy coś co dla Zosi też się nada wtedy gotuję bez przypraw i podaję jej w kawałeczkach
- śniadanka i kolacje to głównie przeróżne kaszki, ale zawsze pamiętam aby dać coś Zosi również do samodzielnego jedzenia np. kawałek chlebka, kawałek owocu itd

Każdy posiłek zjadamy w tym samym miejscu - w krzesełku. Każdy poprzedzam zapytaniem czy "Chcesz jeść?" kierowanym do Zosi, każdy posiłek zaczynamy od rytualnego zakładania śliniaka i każdy kończymy brawami, pochwałami i niestety rytualnym grymaczeniem przy czyszczeniu:D

Czy mam mniej roboty?
W sumie to czasem tak, ale zwykle tyle samo gdybym karmiła Zosię wyłącznie papkami z łyżeczki. Ale komponuję wszystkie obiadki z wyprzedzeniem i zwykle zamrażam już gotowe z makaronem.

Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Nie chodzi tu o to, żeby mieć mniej roboty przy karmieniu (choc dla wielu matek, które np mają więcej dzieci, które też trzeba ogarnąć może to być znaczna korzyść), dla mnie największą zaletą jest nauka samodzielnego jedzenia. Nauka jak gryźć, jak rzuć, jak odksztuszać większe kawałki i nie dławić się przy jedzeniu. Jest to umiejętność, która potem procentuje gdy dziecko zacznie jeść sztućcami i będzie mogło zasiąść ze wszyskimi do wspólnego posiłku, bez bawienia się w karmienie dwu/trzy letniego dziecka.
Korzyść jest również ogromna dla mnie w nauce dziecka tego, że jedzenie to dobra rzecz i przyjemna. Wcale nie musi towarzyszyć temu niezadowolenie, wmuszanie łyżeczek z jedzeniem ani zabawianie aby odciąnąć uwagę.


Nie wiem w jaki sposób zaprocentuje to w przyszłości i czy Zosia zawsze chętnie będzie jadła, ale na razie odpukać problemy jedzeniowe jużnie istnieją.

 Deser po obiadku

Podłoga po wczorajszym obiedzie (kiedyś zajmowało mi 15 min aby wszystko posprzątać)

Monday 25 March 2013

Groszek nam już nie straszny!


Zosia przez ostatnie tygodnie próbowała dojść o co chodzi z tym chwytem pensetowym a złośliwe małe przedmioty uciekały spod paluszków. Od paru poranków sprawnie wybiera Cheeriosy, których kilka oddaję ze swojego śniadania:) do tego groszek i drobno pokrojona marcheweczka też w końcu ląduje w buzi.
Kolejny wielki krok w życiu małego człowieczka!


I w końcu można odprężyć się przy posiłku!


A ja dziś spisuję menu świąteczne. Jutro wielkie zakupy a przez resztę tygodnia gotowanie, pieczenie i sprzątanie. Ktoś może pomyśleć, że jestem stuknięta, ale uwielbiam świąteczne przygotowania i cały ten rozgardiasz. A jaka satysfakcja gdy wszystko co na świątecznym stole jest samodzielnie upichcone:)

Saturday 23 March 2013

Wieści z frontu


Muszę dokonać tego wpisu aby upamiętnić właśnie ten tydzień kiedy Zosia zaczęła sama podciągać się do stania, pierwszy raz pare dni temu, dziś już kilkanaście razy przy różnych meblach. Zdecydowanie największym motywatorem jest laptop i pilot od telewizora. Radość ze stania nieziemska i nowa perspektywa oglądania zabawek 'z góry' też wielce atrakcyjna. Pchacz stoi sobie spokojnie i czeka na użytkowanie, a już coraz częściej jest w centrum uwagi Zośki.


(W powyższy strój ubierał rano tatuś stąd przedziwny dobór pasków i kolorów:) )


Wychodzi też ostatnia dwójka, ale problemów ze snem na szczescie nie zanotowaliśmy jeszcze.

Wczorajszy dzień spędziliśmy wycieczkowo (piątek), gdzieś między chodzeniem w zimnie, deszczu i wietrze wstąpiliśmy do kawiarni nakarmić siebie i Zosie. I tu znów najbardziej interesujące okazało się to co my jedliśmy od tego co Zosia miała na obiadek. Wyciągnęła więc rączkę w stronę kanapki taty i stanowczym "DA" zarządała podziału jedzenia:)

Friday 22 March 2013

PPK


Jeszcze wciąż piątkowy przegląd komórkowy:)


Bardzo przyjemny pokoik dla matki i dziecka na pyrzowickim lotnisku.



Pralka jest bardzo wysoko na liście interesujących zjawisk!


Skaczę sobie pare minutek dziennie i mam przy tym tyyyyyyle radości!


Homo erectus!


Każda zabawa polegająca na robieniu bałaganu mamie jest super!

Angielskie baaaardzo niezdrowe 'Fish&Chips' (mamy aktualnie gościa, który chciał zobaczyć typowo angielskie danie - choć danie to jest o wiele za piękne słowo na to kaloryczne żarcie)

Thursday 21 March 2013

I jak tu nie zwiariować


Będzie o czymś co od jakiegoś czasu podstępnie przejęło kontrolę nade mną na parę dni w miesiącu i podburza spokój naszego domu. Mowa o hormonach.
Jasne, że dawały o sobie znać przed ciążą. Miałam potwornie bolesne miesiączki, które teraz ku ogromnej uldze przerodziły się w coś o wiele mniej uciążliwego i śmiało mogę funkcjonować podczas nich jako normalna jednostka ludzka bez zginania się w pasie i jęczenia przy każdym ruchu.
Tak jakby w nagrodę za bezbolesne okresy pojawiły się PMS'y nie z tej ziemi. Mam wrażenie, że jakieś niezidentyfikowane siły diabelskie targają moim bezbronnym ciałem i duchem przez co najmniej tydzień przed. Tydzień kompletnie wycięty z comiesięcznego życiorysu. Tydzień, kiedy mąż jest o włos bliski złożenia w moje ręce aktu rozwodowego. Tydzień, kiedy z ledwością znajduję wyrozumiałość na wybryki Zośki i biadolę jak to ciężko jest mi z tym "siedzeniem" w domu i jaka to ciężka dola matki (podczas gdy dziecko kochane pięknie śpi, pięknie je i obdarza mnie co chwile wielkimi uśmiechami). Tydzień, kiedy myślę o sobie jedynie w kategoriach nieudolnej życiowo osoby, bez pracy, bez zarobku, bez konkretnego planu na życie a co najgorsze ze wszystkiego (nie mam pojęcia dlaczego) z prawem jazdy kompletnie nieużywanym (a czy ja jedyna???). I tak przez tydzień zastanawiam się co właściwie jest i skąd te skoki od łez w euforię (zupełnie bez powodu), tylko po to by po tygodniu przypomnieć sobie, że to nic innego jak kolejny PMS i na następne 3 tygodnie powrócić do świata "w-miare-normalnie-funkcjonujących" ludzi, w którym to świecie powrót męża z pracy nie jest już takim bolesnym (DLA NIEGO) doświadczeniem, gdzie dziecko moje znów odzyskuje mój podziw i uznanie i nawet pogoda za oknem już tak mocno nie denerwuje.


Grrrrr nie wiem jak dłużej tak pociągnę, kiedyś mój mąż po prostu pod moją nieobecność wymieni zamki w drzwiach na nowe...


Wednesday 20 March 2013

10-cio miesięczniak


Post o jeden dzień za wcześnie, ale jutro od rana będzie dużos się działo a ja już nie mogłam się powstrzymać aby opisać iiiiiillllllle nowych rzeczy 10 miesiąc przyniósł. Chyba nastąpił największy przełom dotychczas zaobserwowany, czasem mam wrażenie, że to nie ta sama Zosia sprzed parunastu tygodni tylko jakiś lepszy model :)

A oto co nowego się nauczył nasz szkrab:

 Pokazuje język!

 Wszystkim się dzieli: obiadkiem, chrupkiem, paluszkiem, nawet zabawki nam do buzi wtyka!

Raczkuje z prędkością błyskawicy

Podciąga się sama do stania a co za tym idzie dosięga do takich przyjemności jak kontakty i wszelakie półki:)

A do tego:
- wyraźnie mówi a czasem wręcz krzyczy 'Nie' przy czym bardzo wymownie kręci główką
- nauczyła się gdzie jest: lampa, księżyc (lampka nocna), miś, sowa, balonik i zegar - czasem pokaże rączką ale w większości jeszcze podąża za przedmiotem wzrokiem
- podryguje w rytm muzyki, czasem pod nosem próbując nucić po swojemu do piosenki
- absolutnie ubóstwia 'Gangam style' i 'Scream and shout' - obie piosenki o bardzo niewyszukanym słownictwie, zapewnie nic nie wnoszące w życie intelektualne Zośki ale tu z gustem nie można dyskutować:D
- czasem zdarzy jej się powtórzyć dźwięk końcówek słów (dziś jak powiedziałam, że sobie zrobi AŁA albo gdy mówię "Nie ma!" po sekundzie słyszę MA!)
- reaguje na "Daj mi" i podaje nam zabawkę, którą akurat się bawi, nie zawsze wypuści z rączki ale podaje we właściwym kierunku:)

Jest ogólnie przekochana. Jestem zafascynowana tym cudownym wiekiem, zupełnie nie tęskniąc do przeszłych miesięcy:) fascynują mnie te początki konkretnej komunikacji. Pasjami obserwuję jak Zosieńka się bawi zabawkami, jak obraca wszysto milion razy i wydaje okrzyki zachwytu nad nowymi przedmiotami (zwykle kuchennymi miskami/łychami). Uwielbiam to jak wyciąga rączki gdy chce widziec co ja robię, jak patrzy się prosto w moje oczy gdy coś ciekawego do niej mówię i widać jak usilnie stara się zrozumieć każde słowo. Nigdy nie mam dosyć jej uśmiechów i głośnego śmiechu gdy uciekamy i bawimy się w akuku! po całym domu. Wyczekuję niecierpliwie co kolejne dni i tygodnie przyniosą.

A na koniec filmowy uśmiech:)



Tuesday 19 March 2013

Wielkanocne dekorowanie i przepisy


Hej dziewczyny, wiem, że trochę Was tu zagląda.

Przeogromna prośba, podzielcie się swoimi przepisami wielkanocnymi na sałatki/ciasta/inne specjały. Opiszcie co przygotwujecie i jakie macie tradycje.
My wprawdzie tylko w trójkę w tym roku, ale mam jakąś przeogromną ochotę wystroić nasz Wielkanocny stół bardziej wyjątkowo niż zwykle.

Znalazłam takie fajne pomysły w internecie, myszki moim zdaniem są najlepsze;)








źródło: http://www.odr.pl/dom-i-rodzina/ywienie-rodziny/842-dekorowanie-potraw-wielkanoc

Sunday 17 March 2013

I po wakacjach


Wróciłyśmy wczoraj. Lot znów bardzo udany, na przemiłą dziewczynę trafiłam, która obok mnie usiadła i nawet zabawiała Zosię swoimi błyszczącymi guzikami na płaszczu. Zosia cudownie wśród ludzi się zachowuje i znów dała się ululać do snu podczas lotu. Umiłowała paluszki junior. Wiem, że nie do końca zdrowe, ale w chwilach gdy trzeba jej uwagę zająć, paluszki spisują się fantastycznie.

Raz tylko popłakała mi się tragicznie, gdy musiałam udać się do toalety i starsza pani zaproponowała, że mi na chwilkę Zosię potrzyma (perspektywa posadzenia jej na obsikanej podłodze toalety jakoś nie widziała mi się zbyt różowo). Dziecię tak mocno się rozpłakało, panika w głosie i na twarzy... Ewidentnie nie akceptuje już nieznanych sobie ludzi.
I tu ciekawa byłąm jak 'proroctwa' rodziny pod tytułem: " Aaaaa Zosia już pewnie nie pamięta taty, na pewno będzie płakać i go nie pozna ..." itd itd rzeczywiście się spełnią. A niespodzianka byłą ogromna, gdy Zośka powitała męża ogromnym uśmiechem, cała szczęśliwa, od razu poszła do niego na ręce, ja troszkę poszłam w zapomnienie:) Nie było nawet chwili zawahania odnośnie tego kim jest ten pan, który mnie tuli:) Inteligentne są te dzieci, a ponoć mają bardzo krótką pamięć! A jednak po 3 tygodniach rozłąki bez problemu tatę rozpoznała.


Friday 15 March 2013

Była sobie miłość


Stało się to gdzieś około 1950 roku. Dwudziestoparoletnia wtedy dziewczyna poznaje chłopaka. On ministrant w kościele, ona śpiewa w chórze w tej samej parafii. Zaczynają spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. On odprowadza ją po każej mszy do domu, ona wypatruje go codziennie w bramie jego kamienicy w drodze do pracy. Ich wielka przyjaźń wkrótce przeradza się w coś o wiele głębszego. Nie mówią o miłości, nie szukają kontaktu fizycznego. Cieszą się sobą, własną obecnościa, wspólnymi spacerami i rozgwieżdżonymi wieczorami. On - pięć lat młodszy, troskliwy, opiekuńczy, wychowany w wielkiej biedzie i będący 'ojcem' dla swojego rodzeństwa. Ona - z bardzo dobrej rodziny, z wielkimi ideałami i marzycielskim podejściem do życia. Oboje mają identyczne priorytety życiowe, wspólny pomysł na życie i ogromną wiarę w Boga. Zgadzają się praktycznie we wszystkim, rozumieją bez słów. Powoli zaczynają planować życie razem.

Pewnego dnia Ona słyszy od rodziców, że On nie jest 'dobrą partią' na męża, jest 5 lat młodszy, nie będzie miał jak jej i ich dzieci utrzymać, nie ma przecież żadnego dobrego zawodu...

Niedługo potem na horyzoncie pojawia się ta 'dobra partia'. Z dobrym zawodem, dobrym statusem społecznym i ale już nie tak dobrym charakterze. Pod presją rodziny Ona zgadza się na wspólne spotkania i spacery. Podczas jednego z nich, gdy odprowadza ją po kościele do domu, łapie za rękę i ciągnie do pobliskiego parku. Spacerują razem i rozmawiają o życiu. Ona już wtedy wie, że ich poglądy nie są niestety tak spójne a pomysł na wychowanie dzieci bardzo się różni... Nagle łapie ich deszcz i biegną oboje szybko schować się w pobliskiej bramie kamienicy. Tam on korzysta z okazji, przyciąga do siebie i całuje. Potem pyta się czy Ona będzie jego i będzie na niego czekała. Wtedy w tych czasach, nie do pomyślenia było pocałować chłopaka, który nie jest narzeczonym bądź mężem. I Ona wtedy poczuła pewne zobowiązanie, poczuła, że musi mu ustąpić i złożyć obietnicę.

On i Ona bardzo cierpią z miłości. Wiedzą, że Ona już jest obiecana innemu, że muszą iść przez życie niestety zupełnie osobno. Takie to były czasy, gdy ludzie godzili się na takie cierpienie, wiedzieli, że z przyjętymi ogólnie zasadami się nie dyskutuje a status społeczny wciąż traktuje się jako podstawę do zawierania związków. Nikt zresztą nie zaakceptowałby Jej o pięć lat młodszego męża...

Data ślubu została ustalona, Oni wciąż się spotykali, korzystali z ostatnich chwil razem. Przed ślubem Ona prosi go o ostatnią przysługę. Ma jechać z nią do innego miasta pomóc w wyborze butów ślubnych. Wszystko to pretekst do spędzenia paru chwil razem z dala od ludzkich oczu i uszu. Po wizycie u szewca idą na spacer do parku. Jest październik, więc szybko się ściemnia, wkrótce nastaje zmrok a oni dalej spacerują, rozmawiają i cierpią wspólnie. I wtedy On po raz pierwszy przekracza tą fizyczną granicę jaką sobie postawili i całuje ją. Ale zupełnie inaczej niż jej narzeczony. Całuje długo i namiętnie. On nie chce tego pocałunku skończyć, ona wcale nie protestuje. Spędzają tak bardzo długą chwilę. Wracając do domu, on znów staje się bardzo grzeczny i taktowny. Zachowuje się jakby na powrót stał się jej dobrym przyjacielem i wszystko co się stało wcześniej nie miało miejsca.

On zaproszony zostaje na Jej wesele.... służy jako ministrant na jej ślubie, podaje obrączki młodej parze....
Jeszcze przez dłuższy czas stoi przy jej boku jako wierny przyjaciel, wciąż odprowadza ją wcześnie rano do pracy, gdy nikt ich jeszcze razem nie widzi. Uśmiecha się do niej w kościele gdy Ona stoi na chórze.
Pewnego dnia jednak puka do jej drzwi, oświadcza, że tego samego dnia wyjeżdża z chorą na raka matką i resztą rodzeństwa na Zachód. Żegna się czule i więcej już się nie widzą.
Przez dłuższy czas utrzymują kontakt listowny. Ona rodzi coraz to kolejne dzieci, jej życie niestety jest bardzo odległe od szczęśliwego. Nie trafiła na człowieka, którego zdołała równie mocno pokochać jak Jego.  Nie ma w ich związku miłości, nie jest dobrze traktowana, zaciska tylko zęby i brnie tak przez ich wspólne życie. On spotyka na emigracji dziewczynę, biorą ślub, rodzi się im pierwsze dziecko, drugie dziecko... I dalej kontakt się urywa. Nastają czasy konspiracji i walki podziemnej. Jej mieszkanie zostaje przeszukane a listy skonfiskowane i zniszczone. Adres do Niego na zawsze już zostaje nieznany, nie zdołali się już więcej odnaleźć. W między czasie Jej mąż umiera i pozostaje z piątką dzieci sama.

I teraz w dobie internetu Ona po ponad 60 latach odszukuje jego imię i adres oraz numer telefonu.

Zeszłej niedzieli do niego zadzwoniła.... Odebrała jego żona a potem przekazała mu słuchawkę....

Taka wielka miłość.

Historia jak najbardziej autentyczna.


Wednesday 13 March 2013

Co u nas


Już od wczoraj miałyśmy być spowrotem w śnieżnej (o zgrozo!) Anglii ale pobyt przesunęłam do soboty. Choć teraz trochę drżę, bo lecimy z Pyrzowic...

Zośka zmieniła się przez te prawie-3 tygodnie w sposób niemożliwy. Rozwinęła milion i jeden nowych zdolności, nowych minek, nowych przyzwyczajeń i nabyła dodatkowe 3 zęby. Następne chyba w drodze bo marudność znów na topie. Szczegóły opiszę niebawem przy okazji przejścia z 9 w 10 miesiąc życia.

Za to humory u Zośki godne brytyjskiej rodziny królewskiej. Raz śmiech, chichot i zabawa na całego by po sekundzie przejść w głośny protesto-płacz. Zupełnie nie wiem skąd się to bierze. Nudzi się księżna też bardzo szybko wszystkim, raczkowanie jest super, ale nowych miejsc do zwiedzania brakuje a zabawka każda nowa maksimum 5 minut uwagi zajmuje, potem juz NIGDY do niej nie wraca. Lubi wszystkich domowników, ale łazi to to za mną i ryczy 'mamamamamama' domagając się noszenia na rękach a gdy i to się znudzi to kąbinuj tu kobieto jak dziecko zabawić:D a najlepszy jest protest gdy czegoś nie pozwolę albo zabiorę sprzed zasięgu łapek, oj wtedy to nie ma zmiłuj i darcie się jest w stanie zgoła umarlaka do życia przywrócić. Mały Terrorysta.

A ja się tu zastanawiam co by zrobić z grzywką małej terrorystki, bo przypiąć niczego już sobie do główki nie da, opaski odpadają a grzywa zachodzi powoli na oczy....



A u mnie osobiście wiosna w sercu. Wyjazd do Polski nie dał mi wiele wytchnienia. Zośka przykleja się non stop do moich nóg i puścić nie chce, a i z innymi członkami rodziny na długo nie godzi się przebywać. Ale 'wyżyłam' się towarzysko, prawie w każdy wieczór po położeniu terrorystki spać wychodzę do ludzi, odświeżam licealne kontakty i odwiedzam bliższych znajomych. Również rodzinka nas troszkę poodwiedzała, także potrzeba kontaktu z dorosłymi została zaspokojona zapewne na jakiś dłuższy czas, a i chęć połażenia bezsensownego po sklepach znalazła swoje spełnienie:)

Monday 11 March 2013

Wyniki bańkowego losowania


Dziękuję za zgłoszenia do chęci brania udziału w konkursie z BAŃKAMI BEZOGNIOWYMI w roli głównej.

Maszyna losująca sprawdziła się znakomicie tak więc oto skrót wydarzeń z losowania i ostateczny wygrany (podejście było tylko jedno)


Na zdjęciu powyżej widać pierwszą wyrzuconą
 karteczkę ukrywającą się między stópką a domkiem.



Po wielkim losowaniu, karteczki zostały częściowo skonsumowane w ramach sprzątania pokoju.

Gratuluję KaSi i proszę o kontakt na mojego maila w sprawie danych kontaktowych do przesyłki. (agnkilar@googlemail.com)

Saturday 9 March 2013

W tany z Wojtusiem!


Pozazdrościliśmy Kasi z Dzidziusiowo i też pląsamy w rytm jakże ponadczasowego hitu (radiowo stacjowy wybór teścia:))


Friday 8 March 2013

Piątkowy przegląd komórkowy






 Babcia a co dostałas na urodziny??
 Mmmm dziadziusiowy gulasz!
 Dziadek daje koncert na harmonijce!
Czytam już nawet do góry nogami!