Saturday 31 August 2013

O wielkiej miłości


Gdy nosiłam w sobie Zosię miałam oczywiście ten piękny obrazek naszej rodzinki - wspólne spacery, wspólne ranki w łóżku, zabawy w parku i wiele innych.
Kilka tygodni po porodzie zupełnie zburzyły tą sielankę w mojej głowie. Tak jakby ktoś popchnął mnie a ja uderzyłabym głową o bruk ulicy. Nic nie było takie jak w naszych marzeniach, każda chwila obracała się wyłącznie wokół tej małej istotki. Niby człowiek wie, że łatwo nie będzie, niby każdy ostrzega i dzieli się swoimi przeżyciami z przyszłymi rodzicami.
Trzeba to jednak przeżyć samemu!

Jednak nigdy przenigdy  15 miesięcy temu nie uwierzyłabym, że moja miłość do Zosi stanie się tak wielka a nasza więź tak silna.
Codziennie patrzę na nią i uśmiech nie schodzi mi z ust. Ba! Zwykle rozśmiesza mnie do łez, mnie i męża.
Ma tyle zalet, że nie dałabym ich rady na raz zliczyć. Uwielbiam w niej wszystko. Jest taką idealną mieszanką nas obojga.
 Jest nasza, taka wymarzona jak dwa lata temu gdy dowiedzieliśmy się o o ciąży.
Jest idealna, nie zmieniłabym w niej nic.

Usłyszałam ostatnio od paru osób, jaką niesamowitą dziewczynką jest Zosia i moje matczyne dumne serce rośnie z każdym dniem. Podziwiam jaka odważna jest, ciekawa wszystkiego. Jak nie boi się ludzi, nawiązuje kontakt z każym napotkanym dzieckiem. Rozdaje wszystkim buziaki i przytula na okrągło inne dzieci. Potrafi się dzielić, odpowiada tak bądź nie na każde zadane pytanie. Rozumie wiele poleceń i bez końca pokazuje paluszkiem na przeróżne rzeczy abyśmy je nazwali.
Pięknie je razem z nami, nigdy nie wybrzydza. Śpi minimum 12 godzin w nocy i ma solidną jedną drzemkę w dzień. Potrafi ponad godzinę leżeć sama rano w łóżeczku po przebudzeniu gdy my jeszcze dosypiamy. Wieczorem odłożona do łóżeczka macha nam na dobranoc i mówi papa. Lista jest długa, a ja z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie mogłam mieć lepszego dziecka.
A dziś popijając razem gorącą czekoladę w kawiarence na słoneczku czułam, że to właśnie jest szczyt szczęścia, że już szczęśliwsza nie mogłabym się czuć niż właśnie w takich chwilach jak dziś.

Chciałabym zamrozić czas aby już zawsze było tak jak teraz.

Kocham Cię córeczko


Thursday 29 August 2013

Gdyby tylko mama potrafiła mnie zrozumieć:)


Zosia gada, gada dużo bez przerwy, do nas do zabawek, szczególnie do książeczek, pokazuje i gada do siebie. Sęk w tym, że ani to angielski ani polski, celuję bardziej w strone chińsko wietnamskiego. Nie znam - więc nie rozumiem.



Zupełnie nie znamy powodu jęków na końcu filmiku, ale domyślam się, że może lekko uderzyła się siadając. 

I tu wyzwanie dla czytających - szukamy kogoś do rozszyfrowania tego tajemnego języka!!

Monday 26 August 2013

Na jeżyny!


Kolejny piękny słoneczny dzień za nami.

Dziś zabrałyśmy mały koszyczek po południu i poszłyśmy pozbierać troszkę owoców z krzaków, oczywiście przy pełnym współudziale Zosi:)









A wieczorem mama coś takiego upekła z nazbieranych owoców:



Całkiem przyjemny długi weekend za nami, a teraz (jak to dziwnie brzmi!!) powrót do pracy i obowiązków domowych.

Thursday 22 August 2013

Opiekunka


Pierwszy tydzień poza domem. Poniedziałek spędzony w większośći z tatusiem bo ja na cały dzień na trening w pracy musiałam wybyć, po południu godzinka z opiekunką i podobnie we wtorek. Wczoraj pierwszy raz całe popołudnie z opiekunką a jutro i poniedziałek mam wolny więc będize czas trochę ochłonąć.

Praca super, coś co znam, co wcześniej robiłam, mili ludzie, spokojna atmosfera - szczególnie ze jest to praca popołudniowo wieczorna także szpital wydaje się być o wiele cichszy i spokojniejszy. Biuro bardzo sympatyczne, luźne otoczenie i wiele życzliwości.

Za to cały czas przeżywam fakt, że Zosia jest z kimś obcym i nie mam żadnego wpływu na to co się dzieje przez ten cały czas. Niestety było dużo płaczu, płacz jest gdy odchodzę ale wczoraj ponoc po południu gdy tylko się uspokoiła to resztę czasu ładnie się bawiła i nawet zjadła całą kolację. O 18 mąż odebrał Zosię położył i padła po tych wszystkich emocjach.

Plusów jest kilka:
-Zosia uczy się jak przebywać też jednocześnie z innymi dziećmi jako, że opiekunka ma 3 letniego synka i będzie się jescze jednym chłopczykiem opiekować dwa razy w tygodniu.
-Uczy się też przebwyania z daleko od nas i tego jak sobie z tym radzić.
-Opiekunka ma dom z ogrodem i huśtawką i nie przeszkadza jej nanoszony piasek ani błoto w domu, także pozwala dzieciom kopać w ziemi grabkami, robić babki z piasku i latać tak w tym brudzie po całym domu. Dla mnie super sprawa bo uwielbiam "messy play" i wiem ze dobrze to rozwija zmysły dziecka.

Minusów też jest cała lista:
-Standardowo czuję brak kontroli nad tym co się dzieje, boję się, że opiekunka będize pewne rzeczy robiła inaczej od tego jak myśmy nauczyli Zosię i w efekcie zrodzi to dużo złych nawyków i frustrację ze strony dziecka
-Synek tej pani jest raczej z gatunku troszkę bardziej wymagających dzieci. Zresztą ona sama przyznaje, że od początku ma z nim ciężko, wymaga wiele uwagi, non stop płacze, denerwuje się i często ma napady gniewu. W sumie coś częstego przy 3latkach ale coś z czym Zosia się nie zetknęła i mam wrażenie, że sama zaczyna te zachowania kopiować.
- Właśnie nabawiła się katarku - zastanawiam się czy opiekunka wystarczająco dużo uwagi przykłada do tego czy małej nie jest za zimno/ciepło itd
- drugi chłopczyk który dołączy do opieki też ma 3 latka i jest baaardzo aktywny, mała pchełka. --Zastnawiam się jak przy dwóch tak rozszalałych chłopczykach i Zosi która teraz wszędzie chce wejść i wszystko sprawdzić nasza opiekunka sobie poradzi. Boję się o jakiś wypadek przez chwilę nieuwagi.
-Mam też wrażenie, że opiekunka jest z gatunku osób bardzo cierpliwych i miękkich. Na pewno nie muszę obawiać się, że będzie za ostra ale znów obawiam się, czy nie jest za mało stanowcza i pozwala sobie na głowę wchodzić.

Dodam, że jestem naprawdę wyluzowaną matką, będę się cieszyć gdy Zosia będzie miałą na tyle odwagi aby skakać po drzewach, jeździć na koniu albo nurkować w ramach dodatkowych zajęć. Nie przeszkadza mi, że wraca usmolona ziemią i z piaskiem we włosach.
Martwię się tylko tym, JEŻELI TO W OGÓLE MOŻLIWE (??), że Zosia może podchwycić negatywne zachowania od chłopaków, a dopiero jest taka mała i na bunt ma jeszcze czas i tego że nauczy się jakiś głupich nawyków, których ja osobiście nie toleruję u nas w domu.

Czy mam już zupełnie pomieszane w głowie czy to może obawy każdej mamy???


Monday 19 August 2013

Jaś wędrowniczek

Gdy poznałam swojego teścia, określenie Jaś Wędrowniczek idealnie do niego pasowało. Nigdy nie umiał usiedzieć w miejscu, pamiętam, że potrafił wyjść do sklepu po karton mleka a wrócić po dwóch godzinach okrężną drogą. Taki typ, który lubi ruch, męczy się w jednym miejscu, ciągnie go do świata. Do dziś niewiele się zmieniło a teściowa zdaje się po prostu zaakceptować taki charakter męża.
Śmialiśmy się wszyscy zawsze z tego.

Do czasu aż mojego mężczyznę złapała podobna przypadłość. Jak widać nabyte geny nie pozostają uśpione.

Trafiło go już jakiś rok temu ale ostatnie miesiące opatrzyć mogłabym etykietą "nasz dom = hotel". Nie piszę tego wściekła ani zrozpaczona. Taka osobowość, takie potrzeby. Problem tylko tkwi w tym, że moje potrzeby się nieco od tego różnią.
Czasem łapie sie na tym jak teraz np, że nie potrafię już zliczyć ile razy w zeszłym tygodniu bylismy wiezcorem razem wdomu bo więcej jest wieczorów gdy siedzę sama, BA!, prawie co wieczór sama zasypiam, bo męża albo jeszcze nie ma albo jak już jest to nadrabia domowe zaległości.
I nie - wyjścia z domu nie mają nic w spólnego z jakimiś okropnymi nałogami etc. Po prostu albo piłka z chłopakami, albo wyjście na kolacje z pracy, piwko z kolegami albo kino. Zawsze coś jest. W sumie to zawsze się cieszę za niego, a nawet przeceiż sama wychodzę gdy tylko mam na to okazję/ochotę/towarzyszkę.
Brakuje mi jednak strasznei wspólnych wyjść, z jednej strony ogranicza nas brak rodziny która mogłaby zająć się Zosią a z drugiej wiem, że można by ten problem jakoś obejść.

I dodać trzeba uczciwie, że poza tym jedynym, niewinnym uzależnieniem, mam wspaniałęgo męża. Potrafi spędzić całę dnie z Zosią, karmi ją, przewija, wstaje w nocy, bawi się i uczy nowych rzeczy. Do tego nastawi i rozwiesi pranie, ugotuje albo pomyje po mnie w kuchni. Nic dodac nic ująć. Tylko wiecznie go w domu nie ma...

Czasami zastanawiam się, jak będą następne nasze lata wyglądały gdy już teraz tak strasznie się mijamy. Jednocześnie jednak mam wrażenie, że każdy powinien mieć tą swoją sferę z daleka od rodziny i domu, do której raz na jakiś czas ucieka i odpoczywa. Ale wszystko we mnie krzyczy ostatnio, że troche tego już za dużo, że to chyba nie ten styl życia na który ja się pisałam...

Thursday 15 August 2013

Bad hair day




Zosia totalnie odziedziczyła włosy po mnie. Identyczny kolor, identyczne właściwości. W dni gorące i suche włoski prostawe i przyklepane, w dni jak dziś bardzo wilgotne i deszczowe burza loków! Są takie same w dotyku jak moje, loki po rozczesaniu zmieniają się w fale i szybko przetłuszcza się grzyweczka. Najczęściej nosimy ostatnio taką fryzurkę, bo i wygodnie i na oczka nie zachodzi.


Uwielbiam te jej włoski ale wiem jaką wojnę w przyszłości będzie z nimi toczyła tak jak ja całe życie:)



Tuesday 13 August 2013

Przejmuję się


Pewnie zupełnie niepotrzebnie tak przeżywam fakt, że od poniedziałku obca osoba będzie przez 2,5h dziennie zajmować się Zosią.
Dziś została na pół godzinki sama z opiekunką. Pomachałam jej, popatrzyła i poleciałą się bawić. Ponoc zachowywała się super, dopiero jak mąż opiekunki wszedł (odprowadzam Zosię do tej opiekunki) do domu tosię przestraszyła i rozpłakała. Na pewno do niego też się przyzwyczai. MImo wszystko strach jest. Przejmuję się karmieniem, przewijaniem, tym jak zaakceptuje nowe miejsce i nowe osoby. Choć pewnie nie mam podstraw, bo Zosia uwielbia ludzi, ma już wypracowane pewne nawyki i w sumie są to tylko ponad dwie godzinki dziennie.
Kolejna krótka sesja w piątek a od poniedziałku już do pracy.

Cieszę się, bo od dłuższego już czasu Zosia przestawiła się już tylko na jedną drzemkę. Nie wiem czy przypadkiem czy nie ale codziennie praktycznie równo o 12.30 idzie spać. CZasem na półtora godzinki czasem na dłużej. Dzięki temu nie będę musiała przejmować się, że będzie jeszcze u opiekuki musiała się zdrzemnąć.
Opiekunka ma też dwa koty, biedne koty w sumie, bo Zosia z zachwytem na buzi i błyskiem w oku biega za zwierzętami i wypróbowuje różne wariacje gimnastyczne na nich.

Mamy też już czubek jednej czwórki,reszta w natarciu. Jojczenia w tym tygodniu mniej niż w poprzednim. Achhhh źle te zęby natura stworzyła!

Friday 9 August 2013

W pionie

Zosia dumnie stąpa po ziemii już prawie całkiem utrzymana w pionie. Zdarzą się oczywiście leżeć kamyki, które złośliwie torują drogę i o które trzeba się potknąć, albo nogi zwyczajnie się poplączą i nie nadążą za chęciami właściciela.

A po chodzeniu widzę już, że droga krótka do biegania i najlepsze - uciekania! Zaczynamy zatem regularnie gonić się w bibliotece (ucieczka do drzwi wejściowych)  i na placu zabaw gdy Zosia goni do furtki.
Nie wiem też, czy inne mamy mogą pochwalić się równie długim czasem zabawy przy furtkach - wszelkiego rodzaju. Co tam huśtawki, co tam koniki i zjeżdzalnie! Furtka otwierana i zamykana to pragnienie największe i największy uśmiech i radość na twarzy mojego dziecka.

Dumna jestem niesamowicie z każdej nowej umiejętności Zosi, wypinam dumną matczyną pierś gdy widzę jak ten malutki człowieczek biega z rozwianym włosem i z jaką pasją odkrywa świat kamień po kamieniu.



MMmmmm trzeba posilić się wspaniałym makaronem - najlepszy z ziemii!






A czwórki wściekle kontynuują natarcie i moje nerwy wiszą na jednym włosku...

Monday 5 August 2013

Nigdy nie mów nigdy


Zapytała się mnie ostatnio przyjaciółka czy jestem szczęśliwsza - że ona tak czuje, że włąsnie tak jest.

Przyznam, że dużo spraw jest w rozsypce. Urodzenie się Zosi, związana z tym zmiana stylu życia, nowe wyzwania, wiele różnych trudności i ogólne zmęczenie odcisnęło swoje piętno na naszych relacjach z mężem. O wiele łatwiej o iskrę a od iskry do ognia niedaleko. Więcej też rozmyślamy o przyszłości, martwimy się finansami i zastanawiamy jak damy radę z moją nową pracą.
Troszkę wręcz walczymy o każdy metr kwadratowy wolnego czasu, każdy ciągnie go w swoją stronę, każdy chce użyć troszkę wolności i pooddychać pełną piersią, a tu tyle innych spraw do załatwienia.

Uczymy się wciąż żyć razem ze sobą w trójkę, staramy się zsuwać własny egoizm na dalszy plan.

Czuję się szczęśliwsza w kontekscie macierzyństwa. Przyznam, że ciężko było mi na początku, odczuwałam coś na kształt lekkiego dołka. Przytłoczyły mnie pierwsze miesiące z Zosią, to jak malutko czasu człowiek miał dla siebie, jak wiele uwagi dziecko potrzebowało i jak bardzo samotna w tym wszytkim byłam.

Pisałam natomiast niedawno jak mocno mój pogląd na rodzicielstwo się zaczął zmieniać w miarę rozwoju Zosi. Pokochałam współne spędzanie czasu, jestem zachwycona tym jak dobrze razem się komunikujemy, uwielbiam to jak spędzamy czas w tygodniu i nie czuję się psychicznie już tak bardzo tą zmianą życiową zmęczona.

Zaczynam rozumieć, dlaczego gdzieś około 14-15 miesiąca życia dziecka wiele matek nagle odczuwa pragnienie następnego dziecka. Gdzieś w okolicy tego właśnie wieku maluszek zaczyna odkrywać przed nami swoje prawdziwie wielkie uroki i niesamowite zdolności. Daje nieraz upust nerwom ale i uzewnętrznia niesamowitą osobowość.
Czasem i mi myśl o siostrzyczce dla Zosi zaświta. Ale jeszcze za wcześnie.
Potrzebujemy większej stabilności finansowej, chcę troszkę popracować, zobaczyć jak można pogodzić życie rodzinne z zawodowym. Sprawdzić jak bardzo Zosia polubi przebywanie z opiekunką.

Ale malutka malusieńka malutenieczka myśl gdzieś tam już kwitnie...