Kto czyta na pewno niejednokrotnie zetknął się u mnie na blogu z terminem kocyka-otulacza.
Już od trzeciego tygodnia życia Zośka w nim spała, we wczesnych blogowych wpisach również króluje w otulaczku :
KLIK. Chciałam od dłuższego czasu napisać tą notkę, bo nam poniekąd dotychczas otulanie Zośki do snu ratowało życie, więc chcę się dzielić ze światem tym cudownym sposobem.
A tak na serio to co to jest, skąd się u nas wzięło i jak się sprawdziło.
Nie będę pisać postów naukowych choć troszkę na ten temat poczytałam, zainteresowanych odsyłam do
Wikipedii. Generalnie idea otulania noworodków sięga zamierzchłych czasów, kiedy to dzieciaczki owijane były w kilka warstw kocyków, ciasno związywane (zwykle jakimiś sznurkami) aby w takim tobołku/beciku sobie smacznie spać. Ma to odniesienie do środowiska w którym spędziły 9 miesięcy - brzuszka matki, w którym zwłaszcza w ostatnim etapie ciąży miejsca było niewiele a dziecko otulone było ciasno pęcherzem płodowym. Noworodek, który nie ma jeszcze zupełnie kontroli nad swoimi kończynami, przychodząc na zupełnie nowy nieznany mu świat, pełen dziwnych odgłosów i świateł, kojarzy ciasność owijania jako coś znajomego i uspakajającego. (podobnie jak odruch ssania)
Wiele kultur od pokoleń praktykowało taką formę usypiania dzieci a i ostatnio ciasne owijanie wróciło do łask w krajach rozwiniętych.
Obecnie można kupić na rynku różnego rodzaju cudaśne kocyki, dzięki czemu owijanie nie jest skomplikowane i nie zajmuje wiele czasu. Tradycyjne owijanie cieńkim kocykiem według mnie sprawdza się tylko w pierwszych dwóch trzech tygodniach, później człowiek musi się nieźle namęczyć tylko po to by chwile potem gwałtowne ruchy rączek rozwiazały misterne wiązania:).
Myśmy otulali Zosię w dokładnie ten kocyk:
Potem zakupiliśmy dodatkowe wersje kolorystyczne. Kocyki te ( jak i wiele pokrewnych produktów innych firm) można zakupić w rozmiarach odpowiadających miesiącom życia dziecka, czyli 0-3, 3-6, 6-9 bądź kupić taki który odpowiada wadze dziecka. Tu sposób zawinięcia:
Kocyk taki kupiłam zupełnie przypadkiem i nie mogę nadziwić się, że taki dobry był to wybór. Jako zupełnie zielona przyszła mama, próbowałam ogarnąć spis rzeczy do szpitala i w oko wpadł mi 'swaddle blanket' (w angielskim rozumieniu coś w stylu cieńkiego kocyka). I zamiast po prostu zadowolić się dużą ilością cieńkich milutkich kocyków jakie mama mi wysłała, wzięłam sobie pojęcie 'swaddle' - otulania bardzo do serca i zakupiłam na ebayu właśnie takie cudo jak powyżej.
W szpitalu jeszcze będąc położne sprawie owinęły pare razy Zosię w tradycyjne "dziurkowane" kocyki ( maj - ciepło wtedy było) i myśmy również starali się ten sposób skopiować w domu. Szybko jednak okazało się, że malutkie rączki łatwo się z tego wyplątują a upał zmusił nas do kładzenia Zosi spać tylko w samych bodziakach. Problem zaczał się w jej 3 tygodniu życia, kiedy nagle usypianie małej stało się nie lada wyzwaniem a smoczek nie zawsze wystarczał. Wtedy pierwszy raz użyłam Swaddle Me kocyka i został z nami do dzisiaj.
Tylko, żeby nie było - kocyk nie zrobi wszystkiego za nas i nie sprawi, że nagle dziecko samo nauczy się spać. Usypiać dalej trzeba było, ale Zośka przestała się tak szybciutko wybudzać. Jak wiadomo odruch moro jest bardzo silny u tak malutkich dzieci, niemowlaki nieraz wybudzają się przez własne rączki/nóżki - otulanie temu zapobiega. Przebodźcowane maluchy, zwykle w panice machające gwałtownie kończynami o wiele szybciej uspokoją się gdy będą otulone. Dzieciaczki, które może włąsnie uczą się przewracać na brzuszek ale nie lubią na nim spać nie będą się w nocy wybudzać, bo otulone będą słodko spały na pleckach. Niemowlęta śpiące ze smoczkiem nie będą smoczka z buzi wyciągać i wybudzać się przed zaśnięciem.
Nigdy nie uważałam, że ciasne otulanie może ograniczać nasze dziecko. Przy każdym razie gdy kładliśmy Zosię na drzemki i jako jeden z drzemkowych rytuałów służyło nam owijanie kocykiem widzieliśmy wręcz wdzięczność w jej oczach. Nigdy nam się nie wyrywała ani nie popłakiwała. Otulona ucałowana w czółko zasypiała sobie smacznie i potrafiła już w wieku 4 miesięcy przejść w następny cykl snu, czyli spać dłużej niż przysłowiowe 40min w dzień i przesypiać dosłownie juz całe nocki. Widzieliśmy jak bardzo lubi spać w swoim ciasnym kokonie.
Z naukowych faktów nowoczesne badania potwierdzają zależność między zmniejszonym ryzykiem śmierci łóżeczkowej a otulaniem (dziecko śpi na pleckach, dziecko nie ma jak rączkami wepchnąć sobie np kocyka do buzi itd), obalają również mit o tym, że dzieci otulane do snu później rozwijają się fizycznie od reszty rówieśników. Uwaga rodziców powinna być natomaist przykłuta do faktu, że niewłaściwe otulanie (zbyt ciasne otulanie nóżek i niepotrzebne ich prostowanie) może zakończyć się dysplazją bioderek, ale o tym można poczytać sobie już w wybranych źródłach.
Powyższy post pisałam ponad miesiąc temu, dopiero teraz publikuję. Wtedy jeszcze używaliśmy naszego otulacza na drzemki, ale już nie w nocy. Pamiętam, że gdzieś około 5 miesiąca życia Zośki, wiele czytałam na temat otulania dzieci do snu i zauważyłam, że większość rodziców radziła zaprzestania tego 'przyzwyczajenia' im szybciej się da - około 3 miesiąca życia dziecka, gdy odruch moro słabnie. Większość z nich bała się, że przyzwyczajenie to ciężko będzie przełamać oraz spowolnionego PONOĆ rozwoju fizycznego dziecka. Podobne to troszke do karmienia piersią. Jeżeli dziecku z tym dobrze, rodzicom dobrze, to dlaczego przestawać? Myśmy nie przestali, ja stwierdziłam, że dziecko samo nam da znać, kiedy potrafi już spać bez swojego kocyka i zamawiałam coraz to większe rozmiary otulacza. I tak w grudniu odzwyczaiłyśmy się same od otulania w nocy a od dwóch tygodni śpi swobodnie też już podczas drzemek. Bez płaczu, bez krzyku, bez tragedii.... po prostu naturalnie i pięknie.
Polecam!