Thursday 28 February 2013

O tym jak było


Trzy dni przed wylotem przyleciała do nas siostra męża. Pierwotnie miała nas tylko odwiedzić, ale korzystając z okazji i dodatkowej pary rąk postanowiłam się zabrać z nią do Polski na dwa tygodnie.

Wyjątkowo nie stresowałam się za bardzo lotem, a tym razem miałam jeszcze ruchliwego 9 miesięczniaka pod opieką. Droga na lotnisko bezproblemowo, lotnisko, odprawa i śniadanko na lotnisku bez problemu. Sądziłąm, że obudzona o 6 rano będzie marudna i niezadowolona, ale jak się zdziwiłam widząc jak Zosia zachwycona łypała okiem na wszystkie atrakcje na lotnisku, jak dotykała wszystkiego i zaczepiałą ludzi uśmiechem.  Cały proces odprawy i sprawdzania bagażu przeszedł szybko i sprawnie aczkolwiek brakowało rąk... mimo iż były ich cztery (spowrotem wracam sama!). Wyciągnąć klucze, wyciągnąc telefony, wyciągnąć wszystkie ciecze ( w tym mleko i jedzenie dziecka), wyciągnąć dziecko z wózka, wózek złożyć, położyć go na taśme, włożyć torbe z pieluchami do torby podręcznej aby utworzyć tylko jeden podręczny bagaż (przygotowałąm się na to) i też położyć na taśmę, otworzyć kartonik z mlekiem i spróbować(!!), przelać mleko do butelki czystej, ściągnąć buty, przemaszerować z dzieckiem przez bramkę, ubrać siebie i dziecko spowrotem, pochować uprzednio wyciągnięte rzeczy do torby, wsadzić dziecko do wózka spowrotem, schować dokumenty i ufffff to wszystko w jakieś 5 minut:) Drogę spowrotem muszę jakoś inaczej rozplanować przy minimalnej ilości bagażu!
W samolocie usiadłyśmy w sąsiedztwie starszej pani i tu następuje kontynuacja przygody....
 - Zosia dorwała kartkę z siedzenia obok z napisem rezerwacja i z lubością dobiera się do jej miętolenia i gryzienia, na co pani przerażona zaczyna pouczać MOJE DZIECKO, że nie wolno papieru gryźć bo na nim tyle bakterii... i co sekunde odciąga jej ten papier sprzed buzi. W końcu tłumaczę jej, że Zosia potrafi jedzenie od papieru rozróżnići nawet jak go odrgryzie to na pewno wypluje sama, a bakterii się nie boimy bo są wszędzie... Pani założyła ręce i odwróciła się do okna.

- Po chwili siedzenia (wtedy jeszcze w samolocie otwarte drzwi) Pani odwraca się znów do nas i raczy nas kolejną radą: "A nie za lekko ona ubrana może jest?" (body z długimi rękawami, na to swetr, rajstopy, na to grube spodnie i jeszcze skarpety... a ja czuje że dziecko się rozgrzewa do czerwoności), więc tłumaczę, że nie, że dobrze jest, bo czuję że jest cieplutka i że my przecież z tak zimnego kraju jesteśmy, że przyzwyczajona jest.... ona: "no tak, teraz to taki zimny chów przecież!".

Tu cudowne rady się skończyły, lot się rozpoczął. Zosia już od jakiś 5 godzin bez drzemki ale dalej tryska cudownym humorem, zwiedza samolot, bawi się portwelem, kluczami, po jakimś czasie zaczyna marudzić, przytulam ją, klepię po plecakach, zasypia na 20min ufff:). Budzi się i znów zerka na starszą towarzyszkę lotu i banan na twarzy. I tak miło lot dochodzi do końca, zbeiramy się już prawie do wyjścia a tu nasza starsza Pani nagle zaczyna hymny pochwalne wyśpiewywać pod adresem Zosi: "Ach jaka ona grzeczna", "jak ładnie się bawiła", "Ja już keidyś obok takiego dziecka siedziałam i cały lot płakało i rozrabiało, nic nie mogłam się zdrzemnąć!, a ona taka ułożona i taka cichutka" itd itd itd. I w sumie to jedyne odczucie jakie mi pozostało to współczucie do matki tego dziecka które właśnie wtedy tak źle zniosło podróż, bo jestem w stanie wyobrazić sobie jakie poty się na nią wylewały....


Monday 25 February 2013

Przemieszczanie pełną parą


Tak, dom pełen maleńkich raczkujących nóżek i rączek. Nawet nie wiadomo kiedy odległości między pokojami zostają pokonywane, kiedy nagle nowa zabawka w postaci kabli/ szafek czy właśnie pakującej się torby podróżnej stanie się interesującym celem wyprawy.
Wiedziałam, że nie będzie to już tak sielankowo łatwy okres w rozwoju naszego dziecka, jak etap 'unieruchomienia miejscowego', ale nie przypuszczałam, że coś tak małego może tak szybko się przemieszczać! I od kiedy raczkowanie ruszyło pełną parą nagle te same zabawki którymi potrafiła Zośka na długo się wcześniej zająć są zupełnie nie w modzie. Stosy zabawek leżą więc teraz odłogiem, bo nowy NIEZNANY świat właśnie stoi otworem i nie można ani chwili stracić na jego odkrywaniu.

Zaobserwowałam u Zosi chwilowe pogorszenie się snu i trudności w zasypianiu w dzień, ale wydaje mi się, że jest to po prostu mega podniecenie nowymi umiejętnościami, ćwiczonymi nawet w łóżeczku. Nocki jak zawsze są dalej super, a w dzień różnie to wygląda. Poszerzyłam rutyne przeddrzemkową teraz w dodatkowych pare momentów wyciszenia i zobaczymy czy lepiej nam pójdzie.




Większość dni oglądam zatem córkę swoją 'od tyłu' gdy majaczy mi swoim tyłeczkiem na horyzoncie. Ale jaki to fajny tył jest przyznacie:)

A jutro frrrruuuuu do Polski!

Friday 22 February 2013

Piątkowy przegląd komórkowy


Włączam się do piątkowej zabawy (Mam spowrotem w posiadaniu swojego laptopa, a co za tym rownież idzie polskie znaki! Jupi!). Tak sobie mysle, że zdjecia z komórki często pomijane i nierzadko w ogóle nie ściągane na komputer są przecież takim fajnym podsumowaniem tygodnia. Tutaj nasz 'piątkowy przegląd komórkowy':) Bohater zdjęć oczywiście głównie jeden!

 Rano w łóżku


Wieszam razem z mama pranie


Wampir jogurtowy!!

Walentynkowa kałuża! zdjęcie cyknięte 14ego lutego



Zosia ma nową 4 miesięczną koleżankę;)

Zosi lunch

Przymierzamy nową kurtkę



Thursday 21 February 2013

9 miesiecy


Razem 18 miesiecy istnienia Zosi. 9 miesiecy w wygodnym, cieplutkim brzuchu i kolejne 9 miesiecy po drugiej nieco bardziej glosnej i mniej przytulnej stronie brzucha.

9 miesiac przyniosl:

- raczkowanie(!!) i z rzadka samodzielne siadanie z raczków (baaardszo rzadko)
- powolne wstawanie na kolanka i chec wspinania sie, choc sama ta czynnosc jeszcze nie dopracowana
- nowe spolgloski, wsrod nich glownie : 'mama', 'jaja', 'baba', 'dada', 'wawa', i ostatnio 'nana':)
-umiejetnosc samodzielnego picia z kubka
-umiejetnosc gryzienia i przezuwania jedzenia, choc ta zdolnosc wciaz doskonalona
-nauka znaku 'jesc' i zywa reakacja na slowo (tak chce!!)
-bicie brawa (tylko sobie i tylko w sobie znanej stosownie chwili)
-uwielbienie piosenki "Gangam style" ze stosownym podskakiwaniem w rytm
-glowa zwrocona w strone drzwi na haslo 'gdzie jest tatus?'
-generalnie WSZYSTKO co nie jest Zosi wlasna zabawka jest interesujace: foremki, kuchenne naczynia, lyzki, chochle, pochowane w zasiegu reki albumy ze zdjeciami, gazety, piloty od telewizora itd itd.


Uczymy sie:
- dawac buzi
-gdzie piesek ma oczka, nosek etc...
- stosownie z powyzszym ' gdzie tatus ma nosek, oczko, uszko.... i wsadzanie paluchow tacie do oczu'
- uzywania lyzeczki do jedzenia (taka specjalna dla maluszkow)
- z beznadziejnym rezultatem machania papa w stosownej chwili
- pokazywac kiedy dosyc jedzenia
- pokazywac kiedy czas jest spac


Fajne sa dziewieciomiesieczniaki!!

Wednesday 20 February 2013

Plac zabaw


Fajnie sie z mama chodzi na spacery i na place zabaw.
Pierwsza wizyta na chustawce zaliczona. Zdecydowanie wywolala wielki usmiech na twarzy Zoski, na dodatek pokiwalysmy sie razem na koniku i poobserwowalysmy jak inne dzieci biegaja:)


Nie moge juz doczekac sie wspolnej bieganiny po parku, zabaw na zjezdzalni i budowania babek z piasku!

Tuesday 19 February 2013

Zakupowo


Wzlatuje pod slonce z radosci ostatnich dni. Nawet nie da sie w slowach opisac kumulujacych sie uczuc w moim sercu gdy na zewnatrz slonce (tak juz czwarty dzien bezchmurne niebo!), czuc zapach wiosny (wiem ze to niemozliwe, ale naprawde czuc), spacery w wozku i w mejtku to sama przyjemnosc, Zoska porzucila stekania i narzekania na rzecz wiecznego usmiechu i chichotu, wyspac sie mozna (taaak, spimy do 7.30 - 8 rano), apetyt wrócil (nie mój rzecz jasna) i maz czesciej w domu niz w zeszlym tygodniu.
Chcialabym moc oprawic te dni w ramke i powiesic na scianie by moc sie tym uczuciem poic w smetne dni.

O nowosciach zakupowych tutaj bedzie, a zakupów bylo ostatnio duzo, ja uchwycilam tylko te najbardziej aktualne.

Zakupilam dzis w SH pchacz, za cale 3 funty:D. Chodzikom mówie nie, ale popychacz bywa przydatny, inaczej moge w przyszlosci garba sie nabawic:) Na razie pchacz super jest do siedzenia!

 Zabawy panelem
 I gryzienia....

Od kolezanki, ktora ma coreczke w podobnym wieku ( i rownie zbuntowana odnosnie jedzenia z lyzeczki) dostalam cynka na taki oto makaron w ksztalce zwierzatek. W asortymencie jest doslownie cale zoo, a dodatkowo makaroniki zrobione z suszonych pomidorow (kolor pomaranczowy) oraz szpinaku (zielone). Jeszcze nie wyprobowalysmy, ale na pewno na dniach przetestujemy.




A w weekend uchwycilam w swoje rece takie oto foremki do ciastek. Pomyslalam, ze impreza roczkowa Zoski juz za pasem (ja juz planuje!!) i takie ciastka bylyby fajnym akcentem. Oczywiscie wpierw wyprobuje je na mnie i na mezu:)

A dzis chwycilam okazje "buy one get one half price" i zaszalalam. Mam nadzieje ze maz nie czyta tego posta...



A za dwa dni mija 9 miesiac Zoski po drugiej stronie brzucha i wierzyc mi sie nie chce ze to juz!

Monday 18 February 2013

Tak niewiele!


Tak niewiele mi do szczescia potrzeba: slonca, meza u boku i usmiechnietego dziecka!



Saturday 16 February 2013

Mejtamy się!

Juz od dluzszego czasu mejtalismy sie z Zoska, a wczorajsza i dzisiejsza piekna pogoda zachecila do kolejnego takiego spacerku. A bobas w trybie nadprogramowym usnal.


I chusta często wraca do łask. Ostatni tydzień był bardzo jęcząco wiszący na matce. Postanowiłam więc, że aby odciążyć ręce i ramiona powiążę Zoskę (mało profesjonalnie)  w chuste i tak nosiłyśmy się między pokojami.


Wspomniane złe samopoczucie, to chyba 'trzydniówka'. Wczoraj wieczorem pojawiła się wysypka na plecach, teraz już na twarzy i na całym tułowiu również. Jeżeli do jutra zejdzie to możemy być pewni, że to właśnie to. A nasze życie powoli wraca do normalności... chyba to jednak nie ząbki sprawcami całego zamieszania.

Raczkujemy

raczkujemy, raczkujemy!! i to tyle w temacie :)

Friday 15 February 2013

Ząbkowanie


Pierwsze cztery ząbki pojawiły się bez specjalnej zapowiedzi. Za to teraz Zośka nadgania z kataklizmami w tępie wyścigowym. Pierwotnie z małym przeziębieniem na początku tygodnia i gorączką, teraz z cieknącym nosem, paskudnym humorem, płaczem wybuchającym ni stąd ni z owąd co pare minut, problemami ze snem (!!) i zasypianiem. Chwilami podejrzewam siły nadprzyrodzone, że mi dziecko podmienione zostało. Uśmiechu jak na lekarstwo, nic nie cieszy, nic nie bawi, wieszanie się na mamie za to jest super. Rano zasnęła pięknei sama, po południu ryk jak stąd do Bytomia. Do tego wczoraj pierwszy raz od jakiś 6 miesięcy pojawił się problem przy zaśnięciu wieczorem. Smoczek nagle wrócił do łask po miesiącach nieużywania. Usypia od razu i dzięki niemu Zośka przespała calutką poprzednią noc.
Czy dobrze kąbinuję myśląc, że to ząbki, a gorączka i katarek to właściwie spektakularna zapowiedź ząbkowania, czy może jakiś dodatkowy ból typu gardełko etc. Początek tygodnia też obfitował w brak apetytu, i do dziś każdy miło rozpoczęty posiłek kończy się płaczem i chęcią jak najszybszego wyskoczenia z krzesełka jakby parzyło. Do tego drzemki i ich pory się kompletnie rozregulowało a żeby było śmieszniej z już dwóch nagle zrobiły się trzy...
Powiem szczerze, że cierpliwości starczyło mi do wczoraj wieczora i po wieczornej dawce darcia się, dałam smoczek, poczekałam na męża, włożyłam słuchawki na uszy i wyszłam z domu. Musiałam odreagować, odpreżyć się, choć na chwile pobyć "w ciszy". Dziś powtórka z rozrywki a ja zastanawiam się jak popracować nad swoją cierpliwością bo tej jeszcze mi na długo będzie trzeba. Ja z tych, co razem z dzieckiem zalewają się łzami....
I czy to faktycznie ząbki?

Reasumując wskoczyłam do sklepu i zakupiłam odpowiedni strój dla małego krzykacza pod tytułem "I'm a tough cookie" :)


Thursday 14 February 2013

Niespodzianka


Nie oczekiwałam niczego, oboje ostatnio mocno zajęci - ja rozkrzyczaną/zasmarkaną/ząbkującą Zośką, mąż uwikłany w sprawy zawodowe, krążący między starą pozycją a nowymi obowiązkami. Sądziłam, że walentynki przejdą niedostrzeżone. A tu taka miła niespodzianka na poprawę nastroju dziś rano:



Ja chyba poprzestanę na kolacji, miłej wieczornej atmosferze i świeczkach.

Tak, tak wiem, że walentynki to takie komercyjne święto, i takie niemodne obecnie. Ale ja lubię gdy w ten właśnie dzień możemy zatrzymać się na chwilę i w intymnej atmosferze możemy na nowo przeżywać to co nas połączyło.

Wednesday 13 February 2013

Ktoś widział, ktoś słyszał?


Wpadły mi w ręce ostatnio dwie książkowe pozycje w tematyce rodzicielskiej (również na wesoło). Pierwszy link podesłany przez przyjaciółkę, drugi zdaje się znaleziony u któreś z blogerek.
Za niecałe 2 tygodnie wybieramy się z Zoską w daleką podróż do krainy wiecznego śniegu (czyt. do Polski) i tak sie zastanawiam, czy warto byłoby w te lektury zainwestować. Może ktoś już przeczytał i może podzielić się recenzją?

"Projekt: Matka"  Małgorzata Łukowiak





"Luśka na planecie dziecko. Nieporadnik świadomego rodzica" Paulina Holtz


Monday 11 February 2013

Dzisiejszą aranżację kolorystyczną sponsoruje....


mąż!

Tak to kochany mój mąż wstał dzisiaj o 6 rano, żeby do 8 - do wyjścia do pracy zająć się Zosią a ja mogłam troszkę jeszcze dospać.
I tu błąd w postaci nieprzygotowanych dzień wcześniej ciuszków dla Zosi do ubrania - a raczej pole do twórczych podbojów męża.




Także dziś królują kolory :
BLUZECZKA: seledynowo zielonkawa
RAJSTOPKI: fioletowo białe w paski
PODKOSZULKA: (tu niestety nie uchwycona) różowo, biało, żółto niebieska w paski

Efekt taki, że dziecko widoczne z bardzo daleka, nie da się je nigdzie w pomieszczeniu zgubić. A Zoska szaleje jak sie patrzy. Z baseniku z kulkami nie wiem jak dzis samodzielnie wyszla i znaleziona gdzies w innym rogu pokoju błyskała niewinnie zębichami. Zeza rozbieznego wktótce dostane probujac łypac jednym okiem z łazienki na dziecko drugie skupiając jednocześnie na lusterku!

Saturday 9 February 2013

Co nowego potrafię!


A raczej czego nie potrafię! a tu mowa oczywiście o Zośce.

Nauczyłą się własnie wczoraj pić samodzielnie z kubeczka, znaczy piła już od długiego czasu. Mamy taki najzwyklejszy, najtańszy 'noname' kubeczek z dziubkiem ze swobodnym wypływem. I już długo wiedziała do czego służy i jak zrobić ustka w dziubek, żeby woda ładnie poleciała. Ale teraz zaczęła sama sięgać po niego, chwytać w dwie rączki za uchwyty i przechylać do picia. Dumna jestem niesamowicie, jeszcze dumniejsza z faktu, że akceptuje wodę i nie muszę na razie jeszcze dawać jej słodkich napojów.

Poza zabieraniem się do raczkowania (nauka na razie stoi w tym samym punkcie), zaczęła się intensywnie podciągać już na nas, na meblach na czymkolwiek co jest w pobliżu do stania. Na razie jeszcze daaaleka droga, ale chęci są ogromne.

Jestem już pewna, że intensywnie reaguje na słowo 'jeść' i macha radośnie rączkami gdy aprobuje ten włąśnie pomysł. Nauczyła się naszego przedjedzeniowego rytuału zakładania śliniaczka (takiego wciąganego na rączki), już nie ma płaczu. Ja proszę o prawą rączkę i dostaję prawą rączkę, naciągam śliniak i po sekundzie dostaję lewą rączkę:D

Śmieszek i zaczepniś zrobił się też z naszej Zośki. Chichra się na dźwięk mojego śmiechu, chichra się gdy robimy akuku, chichra się gdy się wygłupiamy i tańczymy przed nią. Zaczepia wzrokiem, krzykiem, piskiem, śmiechem i nierzadko biadoleniem. Biadolenie w formie 'jajajajajjjajjaaaa' albo 'mamamamamama'.

Nie znosi być zostawiana sama w pomieszczeniu, wydziera się średnio gdzieś po paru sekundach po porzuceniu.  Podnosi rączki gdy się zudziła zabawką albo gdy chce być wzięta do góry. Czaruje swoim czterozębnym uśmiechem każdego napotkanego osobnika na chodniku/w sklepie/ w kolejce do kasy.

Chlapie, chlapie okropnie przy kąpieli i ma przy tym nieukrywaną radość. W kąpieli też próbuje wstawać co przyprawia mnie o zawał serca.

Pokochała miłością wielką swojego kocyka-przytulaka, którego dostaje tylko do spania. Miętosi go przed każdym spaniem, wtula się i zasypia ślicznie. O przytulaku będzie osobny post niebawem.



Ale i dowód postępów:



Friday 8 February 2013

Pierwszy raczek?


Tak nam się wydaje, że Zośka ostro do raczkowania się zabiera. Wczoraj przy okazji wizyty u koleżanki i zapewne związanych z tym atrakcji zabawkowych dla Zosi, zauważyłam tak jakby pierwszą próbę przemieszczenia się na czterech łapkach. W tle oczywiście moje podekscytowane krzyki:D


Powoli przymierzamy się do zabezpieczenia domu przed niechcianymi wypadkami. Wszystkie nasze regały stoją luzem, mamy bardzo niski stoliczek i mnóstwo drobiazgów na niskich półkach. Czas zrobić z tym porządek, bo nigdy nic nie wiadomo. Czasem nachwile się obrócę w kuchni a po sekundzie szukam Zośki gdzie się podziała...

Wednesday 6 February 2013

Najadam się?


Czytające mnie mamy z pewnością zauważyły przekierowanie w sposobie karmienia Zosi jakie nastąpiło gdzieś z miesiąc temu. Kierując się świadomym wyborem mojego dziecka (!) porzuciliśmy papki i blendowane zupki i chcąc nie chcąc daliśmy Zosi swobodę w wyborze tego co zje i ile zje. Nie mogłam już dłużej patrzeć na grochy łez sływające po jej twarzyczce podczas posiłków.
O dziwo śniadanka i kolacje dalej chętnie je z łyżeczki (plus wcina kawałki chlebka na kolacje), ale obiadki to wyłącznie twórcza inwencja własna w sposobie rozsmarowywania jedzenia po buzi, ubranku, krzesełku i prawdopodobnym nielicznym trafianiu do buzi. Deserek w postaci owocków w łapce albo jogurtu łyżeczką.
Ostatnie tygodnie spędziłam panikując i rozmyślając czy dziecko nasze je wystarczająco, jednocześnie pocieszając się lekturą "Baby-Led Weaning" i zawartym w niej motto 'dziecko wie czego potrzebuje i samo sobie nie zaszkodzi' brnęłam w zupełnie nieznany mi świat.
Dziś byłam zważyć Zośke, ostatni raz ważyłam 3 tygodnie temu, ale po konsultacji z pielęgniarką przyszłam znów, tylko aby się nieco uspokoić i sprawdzić jak się sprawy mają. I tu niespodzianka - 340g na plusie. Ufff w końcu troszkę łątwiej odetchnęłam. I dziecko jakby radośniejsze ostatnio. Czas posiłków zmienił się z zaciętej walki o to czy ja szybciej łyżeczką wmanerwuję w buzię dziecka czy ono mi ją uchwyci we wspólny zrelaksowany posiłek. Dużo śmiechu i chichrania się do jedzenia i próbowania miliona nowych smaków.

Kocham BLW za to, że możemy posiłki jeść razem, nie muszę przerywać swojego posiłku aby nakarmić Zosię. Uwielbiam oglądać jak je, jak próbuje śliskie świderki zebrać do rączki i jak wpycha to na wszystkie możliwe sposoby do buzi i jakie przy tym dźwięki wydaje! Nie lubię za to (przynajmniej na tym etapie nauki jedzenia) widoku spadającego na podłogę jedzenia, które potem niestety ląduje w koszu (przeżute i wymemłane już się do recyclingu nie nadaje) i dodatkowych kosztów które jednak się z tym wiążą. Patrzę jednak przyszłościowo i jeżeli rzeczywiście Zosia nauczy się w końcu porządnie jeść to zalet będzie całe mnóstwo.
 Powiem szczerze, że przez jakiś czas miałam traume związaną z karmieniem. Po wspaniałych początkach w 6 miesiącu towarzyszących rozszerzaniu diety, w 7 miesiącu przyszedł bunt i płacz. Karmienie kosztowało mnie dużo stresu, a w efekcie aby cośkolwiek Zosia zjadła zaczęłam mieszać owocowe papki z obiadkami. Pomyślałam, nie tędy droga i gdy tylko zaobserwowałam, że Zosia przestaje mieć odruch wymiotny przy większych kawałkach, zachęcona rozpoczęłam wyprawę z BLW. A teraz nie potrafię doczekać się wspólnych posiłków.

Ostatnie cztery tygodnie to głównie ćwiczenie koordynacji rączka - buzia. Lizanie i smakowanie jedzenia. Tydzień 3 przyniósł postęp w postaci odgryzania kawałków jedzenia, ale wciąż wypluwania tych większych nienadających się do przełknięcia kęsów. Dzisiejszy dzień zaowocował pierwszymi próbami przeżuwania.

Dodatkowo zaobserwowałam niesamowity dla mnie fakt- jak bardzo dziecko kojarzy smak z kolorem już na tym etapie. Wszystkie pomarańczowe/zielone produkty widzę, że są najmniej popularne (marchewka, fasolka, awokado, słodki ziemniak itd). Wszystko różowawe/czerwonawe jest interesujące od razu (mięska, szynka, owoce itd) to samo z jasnymi produktami (jasna jest kaszka, makaron, ser żółty). Oczywiście za każdym razem polizane zostaje wszystko ale niejednokrotnie bardziej "wylizywane" są te kolorystycznie preferowane produkty.

Ciekawe co następne tygodnie przyniosą!



Takie małe marzenie


Marzę, żeby przyszedł dzień kiedy będziemy mogli wylegiwać się OBOJE z mężem długo w łóżku, bez potrzeby aby któreś z nas wstało do naszego Bąbla rano. Marzę o weekendach w łóżku do conajmniej 9 rano.

Narzekać nie mamy na co. Zosia pięknie śpi od 19.30 do ... 6 rano. No właśnie. Niby super, mamy wolny wieczór, nie musimy usypiać, cała noc bez pobudki. Ale ta 6 rano mnie absolutnie dobija:D o której budzą się Wasze dzieci? Czy jest jakaś nadzieja, że większe dzieci przedłużają rano sen? Zdarzy się, że obudzona i nakarmiona ok. 5.30 rano przesypia do 7.30 ale raczej jest to rzadkość.

Szkoda, że przed urodzeniem dziecka nie da się wyspać na zapas!

Tuesday 5 February 2013

Jak zabawić dziecko i mieć na cokolwiek czas

Poniższe zdjęcia prezentują możliwości twórcze przeciętnej matki.
Do pierwszego potrzebna jest wanienka do wieczornego kąpania i pare zabawek/przyborów łazienkowych. Mamy wystarczająco czasu na umycie twarzy, względnie szybki prysznic i równie szybkie pociągniecie tuszem do rzęs.




Kolejne rozwiązanie powszechnego problemu: przychodzimy z zakupów do domu i tak naprawdę nie wiadomo do czego ręce najpierw włożyć. Rozbierać wijące się na wszystkie strony dziecko z grubego, śliskiego kombinezonu, tachać reklamówki do kuchni, czy może samemu najpierw rozebrać wartstwy ciuchów zalegające na spoconym ciele. Ja znalazłam etap przejściowy. Tzn sadzam Zosie w przedpokoju, szybko sciągam kombinezon i kładę obok torbkę z kluczami, portfelem etc. Dziecko zajęte na dobrych 15minut, stan portfela opłakany - wymemłany, obśliniony i wszystkie karty powyciągane ale za to zakupy ogarnięte :)



A poniżej pochwalę się, jak Zośka opanowała Żyrafe, pare razy jej pokazałam gdzie kuleczki wrzucać ale bez wiekszych nadziei na nić porozumienia i tu nagle taka niespodzianka.:


Monday 4 February 2013

Nie taki sobie zwykly basenik


Jakis czas temu przy zakupie uzywanej zyrafy (Fisher-Price) mila pani dolaczyla mnooostwo leciutkich pileczek za darmo. Tak doszlismy do wniosku w ten weekend, ze chyba Zoska dorosla do zabawy nimi i brakowalo nam tylko malego baseniku. Wczoraj znalezlismy odpowiedni 'basenik' za grosze  w rozmiarach odpowiadajacych naszemu pokojowi oraz ilosci pileczek. Okazal sie hitem:) Dzis dzieki niemu mialam dodatkowych pare minut rano na poranna toalete:)

Najpierw testowalismy basenik bez pileczek, wzbudzil duzo zainteresowania, a gdy dodalismy kulki zdziwieniu nie bylo konca. Oczywiscie wszystkie po kolei zostaly wylizane i pogryzione:)
Nawet tata skusil sie przetestowac nowa zabawke!




Friday 1 February 2013

BLW a'la Zośka


No dobra miało być depresyjnie na pełnej linii. Swoje przemyślenia jeszcze raz przeczytałam i posłałam do lamusa. Po co mam niepokoić w przyszłości córkę swoimi smutasami z przeszłej epoki.

Za to będzie coś innego, bo mnie niezmiernie śmieszy:


Odkurzacz zasysa szynkę!:)