Monday 28 May 2012

Cz.2 - szpital i pierwszy tydzień Zosi

Gdy po porodzie mąż pojechał już do domu a nas przewieźli do sali gdzie miałyśmy sobie odpoczywać wiedziałam, że własnie nasze życie zmieniło się na dobre. Zamiast spać i odpoczywać, pchana resztkami adrenaliny porobiłam Zosi pare zdjęć i filmików a reszte czasu wpatrywałam się w jej cudowną twarzyczkę.
W pokoju były jeszcze 3 inne kobiety z dziećmi, ale każda z nas miała oddzielną jakby swoją przestrzeń z łóżkiem, krzesłem, łóżeczkiem dla dziecka, stolikiem i szafką. Położne przychodziły co chwilę sprawdzać jak się mamy, Zosia została też przebadana przez lekarkę, a do mnie przyszła konsultantka od laktacji oraz pani od fizjoterapii (poradzić jak mam dbać o szwy i jak ćwiczyć w przyszłości). Z opieki w szpitalu muszę powiedzieć, że byliśmy bardzo zadowoleni. Już w dwie godz po porodzie miła pani zaoferowała mi tosta z herbatką (w stylu angielskim:D), dwie inne pani przyszły i mnie wymyły, gdy jeszcze miałam zbyt ciężkie nogi aby chodzić i zmieniły koszulę na czystą, ktoś inny wymienił szybciutko pościel i tak juz w pare godizn po czułam się znów jak człowiek. Położne były na każde wezwanie, miłe uśmiechnięte i bardzo pomocne. Wiadomo- każda świeżo upieczona matka, mając nagle dziecko przy sobie non stop wciąż nie wie co ma robić. Zostało nam pokazane jak przewijać Zosie, jak karmić (została mi przystawiona do piersi), jak trzymać i jak odczytywać jej znaki. Dla matek było pełne wyżywienie - sniadanie obiad kolacja, a dzieciaczki mogły w każdej chwili dostać mleko modyfikowane do karmienia wystarczyło tylko poprosić położną.  Jak tylko znieczulenie przestało działać, zostałam zachęcona aby troszkę pochodzić, wzięłam prysznic i jak się okazało szwy wcale nie bolały tak bardzo jak myślałam. Tylko nieco niewygodnie się chodziło ale juz w pare dni po zaczęłam zapominać, że w ogóle je mam.

Za to bój istnys stoczyłam z karmieniem Zosi i moją laktacją.
Zosia jak się okazało nie potrafi wystawić języczka do karmienia aby dobrze się przyssać, ma za krótkie wędzidełko pod języczkiem co będzie naprawione w tym tygodniu. Utrudniło nam to przystawianie małej do piersi. w końcu popołudniu zrobiła się naprawdę głodna i myśmy z męzem nieco spanikowali widząc jej płaczącą twarz. Poprosiliśmy tymczasowo o butlkę z m.mlekiem i przez pierwszy dzień tak karmiliśmy małą. Serce mi się krajało patrząć jaka jest głodna ale jednocześnie wiedziałam, że to nie jest mleko które chciałam jej dawać od samego początku. Jedna z przemiłych położnych przyszła i pomogła mi ściągnąć tzw. siare do strzykawki aby choć to podać małej w jej pierwszym dniu życia. Zostałam zachęcona do tego aby regularnie stymulować piersi pompką, i odciągać w domu choćby pare kropelek do strzykawki do czasu aż właściwe mleko nie zacznie wypływać. NIe było łatwo wcale. Zosia jakoś nie potrafiłą się za dobrze dossać do buteleczek jakie nam dano w szpitalu i karmienie trwało wieki, widziałam że wzrokiem i oczami szuka piersi. Na następny dzień po porodzie gdy dotarliśmy już do domku wylałam morze łez czując się jak beznadziejna matka, która nie potrafi nakarmić własnego dziecka. Wydawało mi się, że godziny spędzone na stymulacji piersi i te kropelki które udało mi się wychwycić są niewystarczające i że cały ten wysiłek nie przyniesie żadnych rezultatów. Miałam ogromne wsparcie u męża, i to mi dodawało otuchy. Aż w końcu w czwartym dniu nagle zaczęło wypływać właściwe mleczko!!!i nawet udało mi się pare mml ściągnąć do butelki dla małej, a potem już było z górki. Dzień po dostałam 'nawał mleczny' o którym wcześniej nic nie wiedziałąm - więc totalna panika. Myślałam, że mi piersi z bólu i gorąca rozsadzi, ale ratowałam się tak jak inne bloggerki liściami kapusty, zimnymi okładami, masażami i regularnym odciąganiem do butelki. NO i wyszło, teraz już odciągam bez bólu, używam kremu Lansinoh na popękane sutki, który bardzo polecam i prawie juz w 100% Zosia jest na moim mleku:) istna radość! Fakt, że co chwile jestem przywiązana do laktatora i śmiejemy się z mężem że wyglądam jak krowa dojna ale w porównaniu z dobrodziejstwem jakie Zosia dostaje z mleczkiem to się nie liczy.




Podsumowując pierwszy tydzień życia naszego dziecka:
Zosia należy raczej do dzieci spokojnych, płacze gdy już naprawdę ma powód, powoli zaczynamy rozpoznawać jej sygnały i uczyć się jej mowy. Spędziliśmy oboje niezliczoną ilość godzin googlując i youtubując wszelkie zagadnienia i pytania jakich nie byliśmy pewni: dlaczego tyle spi, czy nie za mało spi, ile powinna jesc, czy nie za mało je? dlaczego nie chce zasnąć, dlaczego robi tyle kupek, jaki kolor powinny mieć kupki? itd itd itd...... i dalej pewnie każdy dzień będzie włąsnie takie pytania przynosił. Mamy oczywiście wsparcie rodziny ale tylko na odległość. Przychodzi na szczęśćie w regularnych odstepach położna do domu i sprawdza jak sie ma mała i oczywiście odpowiada na wszelkie nasze pytania.
Zosia w tydzień nic nie schudła od porodu utrzymała tą samą wagę, miała pobraną krew z piętki i wyskoczyły jej jakieś dziwne czerwone plamki na ciele które wczoraj skonsultowaliśmy z lekarzem. Myślimy, że to może z gorąca bo choć leży w krótkich bodach tylko z odkrytymi nóżkami to jednak u nas w domu temperatura w ostatnich dniach dochodziłą do 30stopni. Upał sprawił też, że mała często się budzi i dużo chce jeść. Dziś już jej skórka wygląda o wiele ładniej a i pogoda ma zrobić się nieco chłodniejsza.
Mała śpi w koszyku mojżesza u nas w salonie cały czas, więc cały dzień mamy na nią oko. Zauważyliśmy, że po jedzonku uwielbia zasypiać na nas a gdy już jest tak mocno zaspana odkładamy ją do koszyka zeby mieć wolne rece na pare chwil. Strzela zabawne minki gdy śpi i jest absolutnie przesłodka:))))
W nocy pełnimy z mężem dyżury, on pierwszą część nocy i wtedy ja śpie a ja drugą część nocy i ranek, aż do czasu gdy on będzie musiał wrócić do pracy.
Mąż jest jak się znów okazało ogromną podporą, bierze na siebie co najmniej połowę obowiązków jeżeli nie więcej, a Zosia wręcz z mistrzowską precyzją nauczyła się wychwytywać moment zmiany pieluszki i sra na tatusia z mocą torpedy.
Tak apropos, dlaczego dzieci siusiają i robią kupki akurat gdy im się pieluchę spod dupki wyciagnie??

23 comments:

  1. Z końcówki się uśmiałam :D Nie mogę się doczekać takich "atrakcji" u nas :)
    Gdzieś doczytałam, że jak jest ciepło, to maleństwo chce więcej do piersi by po prostu tylko trochę się napić-jak wody dla ochłody. A te kropeczki to może potówki? Dzielna Mama z Ciebie! :* Pozdrawiam gorąco!! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Już niedługo prawda? będzie super zobaczysz!

      Delete
  2. dzieciaki lubią luz:) dobrze,ze mamy dziewczynki, bo z chłopcami to sikanie po oczach gwarantowane ;)

    ReplyDelete
  3. Każdy szpital jest inny moja ciotka była na przykład bardzo nie zadowolona z zachowania położnych które z łaski w ogóle coś pokazały

    ReplyDelete
  4. Super, że miałaś tak dobra opiekę w szpitalu, też po porodzie dostałam tosty i herbatkę;D

    ReplyDelete
  5. hehehe, przy ostatnim akapicie się uśmiałam :D "sra na tatusia z mocą torpedy" :D Nie wiem jeszcze jak to jest, ale też często słyszałam, że dzieciaki sikają przy zmianie pieluszki, a kupą potrafią strzelać na niezłe odległości :D Chyba w fartuch zainwestujemy do przewijania... a tatus już się śmieje, że z pracy przyniesie gogle i maseczkę filtrującą powietrze ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. fartuch to nie jest zły pomysł, albo chociaż ustawcie tak przebierak aby maleństwo miało miejsce na odrzut kupki:) zeby wam po ścianie nie kupkało. My mamy środek pokoju na dywanie już cały obkupkany!!

      Delete
  6. To świetnie, że po porodzie mogłaś liczyć na dobrą opiekę i, że mąż tak Cię wspiera. Mam nadzieję, że ja też dobrze trafię.
    A Zosia jest urocza :)

    ReplyDelete
  7. U nas raczej tylko sikanie zdarzało się przy przewijaniu, kupka chyba raz ;) pamiętam, bo mąż na ręce łapał ;)))

    ReplyDelete
  8. Pozazdrościć opieki po porodzie :)

    ReplyDelete
  9. U mnie też siusianie na pieluszkę i na przewijak non stop:):) i pranie , pranie ,pranie

    ReplyDelete
  10. Takiej opieki w szpitalu tylko pozazdrościć! Ja mam dwójkę dzieci i przy Kubie też miałam "pamiątki" na ścianie, kanapie i często na sobie, ale przy Mai na razie nam się to nie zdarzyło...
    Do tej pory myślałam, że to domena chłopców ;p

    Zapraszam do siebie
    http://anluna1985.blogspot.com

    ReplyDelete
  11. Super, że miałaś taką wspaniałą opiekę w szpitalu:)

    ReplyDelete
  12. Aż mi szczęka opadła jak czytałam o opiece jaką miałaś w szpitalu!! Niebo a ziemia, w porównaniu z tym co ja przeżyłam!!

    A ja póki co nie oberwałam siuśkami, ale mój mąż już 3 razy miał tą "przyjemność" haha :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. :) no wlasnie pamietam ze czytając Twoja relacje byłam przerażona. Mimo bólu i cierpienia rodziłabym ponownie chocby z uwagi na super opieke jaka miałam. nic dodac nic ująć. Rodzenie w Polsce mam wrazenie wciąż przypomina rzeźnie, ale oczywiscie to tylko moja opinia z relacji innych osob. Mam nadizeje ze Wojtus ma sie dobrze!!

      Delete
  13. Opiekę miałaś cudną :D
    ciesz się że nie masz chłopaka ci to dopiero sikają na odległość!

    ReplyDelete
  14. Ja tez dostalam tosty i herbate- najsmaczniejszy posilek jaki w zyciu jadlam!
    Byalm tak wyglodzona, zmeczona, ze zjadlam ich wtedy chyba z 5 sztuk :)
    Mimo, ze wyszlam ze szpotala kilka godzin po porodzie tez bardzo milo wspominam polozne odbierajace porod i opiekujace sie mna. Kochane kobiety.

    Ciesze sie, ze udalo sie z laktacja :)
    Mikolaj 6 tygodni po narodzinach mial przecinane wiazadelko u dolu jezyczka. Na poczatku tez nie potrafil ssac... Ku mojemu zaskoczeniu, juz dzien po zabiegu ciagnal cyca jak stary :)
    Sam zabieg nalezy do bardzo prostych, ale szczerze mowiac nie wspominam tego dobrze...
    Buzka

    ReplyDelete
    Replies
    1. to widze ze podobna historia nas spotkała. mam nadzieje ze jutrzejszy zabieg przejdzie jakos bezbolesnie choc sie troche go obawiam:/

      Delete
  15. Zapraszam na Candy :):))

    http://brzuchwchmurach.blogspot.com/2012/05/glamrock-candy-z-brzuchem-w-chmurach.html

    ReplyDelete