Monday 19 August 2013

Jaś wędrowniczek

Gdy poznałam swojego teścia, określenie Jaś Wędrowniczek idealnie do niego pasowało. Nigdy nie umiał usiedzieć w miejscu, pamiętam, że potrafił wyjść do sklepu po karton mleka a wrócić po dwóch godzinach okrężną drogą. Taki typ, który lubi ruch, męczy się w jednym miejscu, ciągnie go do świata. Do dziś niewiele się zmieniło a teściowa zdaje się po prostu zaakceptować taki charakter męża.
Śmialiśmy się wszyscy zawsze z tego.

Do czasu aż mojego mężczyznę złapała podobna przypadłość. Jak widać nabyte geny nie pozostają uśpione.

Trafiło go już jakiś rok temu ale ostatnie miesiące opatrzyć mogłabym etykietą "nasz dom = hotel". Nie piszę tego wściekła ani zrozpaczona. Taka osobowość, takie potrzeby. Problem tylko tkwi w tym, że moje potrzeby się nieco od tego różnią.
Czasem łapie sie na tym jak teraz np, że nie potrafię już zliczyć ile razy w zeszłym tygodniu bylismy wiezcorem razem wdomu bo więcej jest wieczorów gdy siedzę sama, BA!, prawie co wieczór sama zasypiam, bo męża albo jeszcze nie ma albo jak już jest to nadrabia domowe zaległości.
I nie - wyjścia z domu nie mają nic w spólnego z jakimiś okropnymi nałogami etc. Po prostu albo piłka z chłopakami, albo wyjście na kolacje z pracy, piwko z kolegami albo kino. Zawsze coś jest. W sumie to zawsze się cieszę za niego, a nawet przeceiż sama wychodzę gdy tylko mam na to okazję/ochotę/towarzyszkę.
Brakuje mi jednak strasznei wspólnych wyjść, z jednej strony ogranicza nas brak rodziny która mogłaby zająć się Zosią a z drugiej wiem, że można by ten problem jakoś obejść.

I dodać trzeba uczciwie, że poza tym jedynym, niewinnym uzależnieniem, mam wspaniałęgo męża. Potrafi spędzić całę dnie z Zosią, karmi ją, przewija, wstaje w nocy, bawi się i uczy nowych rzeczy. Do tego nastawi i rozwiesi pranie, ugotuje albo pomyje po mnie w kuchni. Nic dodac nic ująć. Tylko wiecznie go w domu nie ma...

Czasami zastanawiam się, jak będą następne nasze lata wyglądały gdy już teraz tak strasznie się mijamy. Jednocześnie jednak mam wrażenie, że każdy powinien mieć tą swoją sferę z daleka od rodziny i domu, do której raz na jakiś czas ucieka i odpoczywa. Ale wszystko we mnie krzyczy ostatnio, że troche tego już za dużo, że to chyba nie ten styl życia na który ja się pisałam...

7 comments:

  1. Troche duzo sie u Ciebie w zyciu ostatnio dzieje... nowa praca, Zosia do opiekunki.... jak sie wszystko ustabilizuje, odetchnij spokojnie i zastanow sie co chcialabys w tym zyciu zmienic.
    Moze te zmiany nie sa wcale tak dalekie?
    Chyba wiem co czujesz, bo pamietam okres kiedy tez czulam sie troche malomobilna, a J. taki wolny... Mikus troche mnie ograniczal... teraz jednak jakos wszystko wrocilo do normy i nawet nie wiem kiedy to sie stalo. Fakt, ze nie wychodzimy tylko we dwojke, ale czesto cala 3. Mieszkanie daleko od rodziny nie sprzyja wspolnym wyjsciom - my przez ostatnie 2 lata i prawie 3 miesiace wyszlismy 3 razy sami, jak bylismy w PL.
    Kochana trzymam kciuki za to bys czula sie w tym zyciu spelniona i szczesliwa!

    ReplyDelete
  2. U nas raczej odwrotnie niż u nas. Mąż to zdecydowany domator. Wolny czas spędza w domu, wieczorami, weekendami nie wychodzi z kolegami. Ja też z tych lubiących domowe otoczenie, aczkolwiek czasem chcę gdzieś wyjść - na spotkanie z koleżanką, do kawiarni, do kina...
    Też nie mamy nikogo, kto by został z Zosią i zazwyczaj zostajemy w mieszkaniu, albo w miarę możliwości wychodzimy z nią.

    Mimo wszystko czuć z tego co piszesz, że bardzo kochasz męża. Pamiętaj, że rozmową można wiele z działać. Może po prostu poproś męża, by więcej czasu spędzał z Wami?

    ReplyDelete
  3. Niektóre rzeczy wychodzą dopiero wtedy jak się razem zamieszka, nawet mimo tego jak się kogoś zna długo.
    Wiem co czujesz, bo czuję podobnie i pocieszę Cię, my też się mijamy.
    Powiem wprost, głównie ze względu na dziecko, które potrzebuje sporej uwagi.
    Nie znam Twojego męża i nie wiem czy da się coś zrobić, bo jak to się mówi "ten typ tak ma", ale znając Twoją determinację (mam tutaj na myśli wychowanie Zosi:) rozmowa może coś zmieni. Próbuj :)

    ReplyDelete
  4. ja nalezę do tych zaborczych osób, chciałabym mieć najbliższych tylko dla siebie.
    dość dużo czasu zajęło mi zaakceptowanie wyjść męża na kosza.
    choć samej mi brakuje swobody, wolności, ale najchętniej spędziłabym ją z mężem, ale bez dzieci.
    niestety odkąd Emilka jest na świecie raz byliśmy sami na weselu i raz na zakupacg, a tak zawsze towarzysza nam już teraz dziewczynki i pewnie przez długi czas tak zostanie niestety. dołuje mnei to bardzo.
    bvrakuje mi głupiego trzymania się za ręce, nie pamietam kiedy tak szlismy ostatnio...

    ReplyDelete
  5. Każdy ma jakieś wady i zalety jak widać Twój mąż ma ich mnóstwo jak sama pisałaś :) Pozdrawiam .mojemalewielkieszczescie.blogspot.com

    ReplyDelete
  6. owszem rozumiem Ciebie siedzenie samej w domu nie jest wcale przyjemne. Wiesz może porozmawiaj z meżem że Ci go brakuje że chciałabyś spędzić z nim udać się na "randkę" bez Zosi.może uda Wam się na chwile wyrwać poprosić koleżankę żeby w wieczorem przypilnowała córci a Wy wyskoczycie na spacer.

    ReplyDelete
  7. Dziś mam taki dzień: mąż na urlopie, coś tam gdzieś dłubie, albo siedzi przed laptopem, a ja próbuję się powielić, by móc zająć się synem, posprzątać, wstawić i wywiesić pranie...
    Mój mąż synem się zajmuje owszem. Ale w nocy wstaję ja :(
    I gotuje owszem. Ale na tym jego działalność w kuchni się kończy.
    A resztę robię ja. Nie chcę nawet myśleć jak to będzie gdy wrócę do pracy i gdy (kiedyś w końcu to nastąpi) skończy się remont.

    ReplyDelete