Friday 15 March 2013

Była sobie miłość


Stało się to gdzieś około 1950 roku. Dwudziestoparoletnia wtedy dziewczyna poznaje chłopaka. On ministrant w kościele, ona śpiewa w chórze w tej samej parafii. Zaczynają spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. On odprowadza ją po każej mszy do domu, ona wypatruje go codziennie w bramie jego kamienicy w drodze do pracy. Ich wielka przyjaźń wkrótce przeradza się w coś o wiele głębszego. Nie mówią o miłości, nie szukają kontaktu fizycznego. Cieszą się sobą, własną obecnościa, wspólnymi spacerami i rozgwieżdżonymi wieczorami. On - pięć lat młodszy, troskliwy, opiekuńczy, wychowany w wielkiej biedzie i będący 'ojcem' dla swojego rodzeństwa. Ona - z bardzo dobrej rodziny, z wielkimi ideałami i marzycielskim podejściem do życia. Oboje mają identyczne priorytety życiowe, wspólny pomysł na życie i ogromną wiarę w Boga. Zgadzają się praktycznie we wszystkim, rozumieją bez słów. Powoli zaczynają planować życie razem.

Pewnego dnia Ona słyszy od rodziców, że On nie jest 'dobrą partią' na męża, jest 5 lat młodszy, nie będzie miał jak jej i ich dzieci utrzymać, nie ma przecież żadnego dobrego zawodu...

Niedługo potem na horyzoncie pojawia się ta 'dobra partia'. Z dobrym zawodem, dobrym statusem społecznym i ale już nie tak dobrym charakterze. Pod presją rodziny Ona zgadza się na wspólne spotkania i spacery. Podczas jednego z nich, gdy odprowadza ją po kościele do domu, łapie za rękę i ciągnie do pobliskiego parku. Spacerują razem i rozmawiają o życiu. Ona już wtedy wie, że ich poglądy nie są niestety tak spójne a pomysł na wychowanie dzieci bardzo się różni... Nagle łapie ich deszcz i biegną oboje szybko schować się w pobliskiej bramie kamienicy. Tam on korzysta z okazji, przyciąga do siebie i całuje. Potem pyta się czy Ona będzie jego i będzie na niego czekała. Wtedy w tych czasach, nie do pomyślenia było pocałować chłopaka, który nie jest narzeczonym bądź mężem. I Ona wtedy poczuła pewne zobowiązanie, poczuła, że musi mu ustąpić i złożyć obietnicę.

On i Ona bardzo cierpią z miłości. Wiedzą, że Ona już jest obiecana innemu, że muszą iść przez życie niestety zupełnie osobno. Takie to były czasy, gdy ludzie godzili się na takie cierpienie, wiedzieli, że z przyjętymi ogólnie zasadami się nie dyskutuje a status społeczny wciąż traktuje się jako podstawę do zawierania związków. Nikt zresztą nie zaakceptowałby Jej o pięć lat młodszego męża...

Data ślubu została ustalona, Oni wciąż się spotykali, korzystali z ostatnich chwil razem. Przed ślubem Ona prosi go o ostatnią przysługę. Ma jechać z nią do innego miasta pomóc w wyborze butów ślubnych. Wszystko to pretekst do spędzenia paru chwil razem z dala od ludzkich oczu i uszu. Po wizycie u szewca idą na spacer do parku. Jest październik, więc szybko się ściemnia, wkrótce nastaje zmrok a oni dalej spacerują, rozmawiają i cierpią wspólnie. I wtedy On po raz pierwszy przekracza tą fizyczną granicę jaką sobie postawili i całuje ją. Ale zupełnie inaczej niż jej narzeczony. Całuje długo i namiętnie. On nie chce tego pocałunku skończyć, ona wcale nie protestuje. Spędzają tak bardzo długą chwilę. Wracając do domu, on znów staje się bardzo grzeczny i taktowny. Zachowuje się jakby na powrót stał się jej dobrym przyjacielem i wszystko co się stało wcześniej nie miało miejsca.

On zaproszony zostaje na Jej wesele.... służy jako ministrant na jej ślubie, podaje obrączki młodej parze....
Jeszcze przez dłuższy czas stoi przy jej boku jako wierny przyjaciel, wciąż odprowadza ją wcześnie rano do pracy, gdy nikt ich jeszcze razem nie widzi. Uśmiecha się do niej w kościele gdy Ona stoi na chórze.
Pewnego dnia jednak puka do jej drzwi, oświadcza, że tego samego dnia wyjeżdża z chorą na raka matką i resztą rodzeństwa na Zachód. Żegna się czule i więcej już się nie widzą.
Przez dłuższy czas utrzymują kontakt listowny. Ona rodzi coraz to kolejne dzieci, jej życie niestety jest bardzo odległe od szczęśliwego. Nie trafiła na człowieka, którego zdołała równie mocno pokochać jak Jego.  Nie ma w ich związku miłości, nie jest dobrze traktowana, zaciska tylko zęby i brnie tak przez ich wspólne życie. On spotyka na emigracji dziewczynę, biorą ślub, rodzi się im pierwsze dziecko, drugie dziecko... I dalej kontakt się urywa. Nastają czasy konspiracji i walki podziemnej. Jej mieszkanie zostaje przeszukane a listy skonfiskowane i zniszczone. Adres do Niego na zawsze już zostaje nieznany, nie zdołali się już więcej odnaleźć. W między czasie Jej mąż umiera i pozostaje z piątką dzieci sama.

I teraz w dobie internetu Ona po ponad 60 latach odszukuje jego imię i adres oraz numer telefonu.

Zeszłej niedzieli do niego zadzwoniła.... Odebrała jego żona a potem przekazała mu słuchawkę....

Taka wielka miłość.

Historia jak najbardziej autentyczna.


10 comments: